Legacy of Kain - Soul Reaver
: śr 19 sie, 2009 14:40
[center] [/center]
Każda era ma swoich bohaterów. Dla naszego pokolenia taką postacią byt Kane, nasz wszechmocny władca. Pod jego rządami pięć klanów połączyło się w jedność, stanowiąc absolutną władzę nad krainą Nosgoth. Żyliśmy w pokoju egzystując u boku naszego Pana, ewoluując razem z nim w miarę upływu czasu. Moje imię było głośne nie tylko w naszym klanie. Jam jest Raziel. pierworodny. Pierwszy pośród pierwszych poruczników władcy. Moje pierwszeństwo stało się zarazem moją klątwą. Upływ czasu dla naszej rasy wyznaczały zmiany, jakie kształtowały nasze ciała. Jam otrzymał dar szczególny, który poróżnił mnie z naszym panem Kanem. Szczególny proces doskonalenia, jakiemu ulegały nasze ciała wraz z upływem lat sprowadził na mnie klątwę. Kolejna mutacja sprawiła mi skrzydła. Dzięki temu miałem zaszczyt wyprzedzić w procesie ewolucji naszego Pana i władcę i ściągnąłem na moją głowę Jego gniew.
Wezwany na audiencję ukazałem mu skrzydła dane mi przez siły tajemne. Kane oglądając je wpadł w gniew, Jego pazury rozpruły cienką błonę i wyżłobiły głębokie bruzdy w moich plecach. Padając na ziemię w agonii usłyszałem pozbawiony wyrazu głos mojego pana: - Wrzućcie go do otchłani.
Posłuszni Jego woli władcy pozostałych klanów zanieśli mnie nad krawędź bezdennego wiru i wrzucili okaleczone ciało w jego paszczę. Spadałem w dół nie widząc przepastnego
dna, płonąc, konając z bólu, a w końcu nie czując niczego. Aż nagle... stanąłem pośrodku mrocznej pieczary. Niedaleko mnie połyskiwał kraniec świetlistego leja. Zanim uporządkowałem myśli, w mojej głowie rozbrzmiał donośny głos. - Znam cię Razielu.
- Co to znaczy, gdziem ja jest, czemuż śmierć nie jest moim wybawieniem? - krzyknąłem.
- Nie przeżyłeś otchłani Razielu, ja jedynie ocaliłem twój umysł - usłyszałem w swojej głowie.
- Zatem postradałem wszystko. Popadłem w zapomnienie.
- Nie twój to był wybór.
- Zniszczono mnie.
- Odrodziłeś się - rzekł głos. - Z woli Kaina zostałeś skazany na śmierć w Wirze Dusz Potępionych, ale masz szansę na zemstę za moją sprawą i uregulowanie spraw z Kainem. Zwłaszcza że Nosgoth upada, zniszczono równowagę i spokój tego świata, a wszystko za sprawą wroga twojego - Kaina. Daję ci w darze możliwość powrotu do świata, z którego cię tu strącono. Stań się moim Łowcą Dusz, Razielu. Bądź moim Aniołem Śmierci.
To nie była prośba, raczej rozkaz mojego nowego pana, a ja pełen żądzy zemsty przystałem na nią z rozkoszą. Nie byłem jednak gotowy do powrotu. Czekało mnie kilka prób, zanim dane mi będzie stanąć twarzą w twarz z władcą i katem...
Grota była pusta, zatem nie pozostało mi nic innego jak wyruszyć mrocznymi korytarzami ku powierzchni. Niedługo dotarłem do kolejnej groty, pośrodku której stal portal. Gdym z zaciekawieniem zbliżył się do niego, mój nowy Pan objaśnił mi znaczenie tej rzeczy;
- Oto wrota prowadzące poprzez zawirowania czasu, one mogą oszczędzić ci wiele fatygi - rzekł Pan, a gdy podszedłem do nich bliżej i stanąłem w świetlistym kręgu, dodał jeszcze
- Musisz odwiedzić inne wrota, zanim te staną przed tobą otworem. Wypróbowałem nowo zdobytą wiedzę. Użycie przycisku pozwalało mi na uruchomienie wrót, potem przyciski kierunkowe pozwalały wybrać właściwą lokację, a kolejne naciśnięcie kończyło próby. Wiedząc, że nie mogę na razie korzystać z tych wrót, ruszyłem dalej. Niewiele dalej natknąłem się na jaskinię, pośrodku której buchało źródło energii.
- Jesteś słaby, musisz coś zjeść - rzekł mój nowy Pan.
- Nie czuję głodu - odparłem. - Pragnienie krwi odeszło mnie.
- Zmieniłeś się Razielu, twoje wampiryczne łaknienie krwi zostało zastąpione. Teraz jesteś Pożeraczem Dusz.
Zgodnie ze wskazaniami mojego władcy
wchłonąłem krążące po sali Dusze, wzmacniając własne siły . Szedłem dalej poprzez mroczne korytarze. Teraz czekała mnie próba skakania - wzwyż i poprzez rozpadliny. Gdym dotarł na górę klifu, tajemniczy głos odezwał się w mojej głowie po raz kolejny:
- Nie na darmo odebrano ci twoje skrzydła, Razielu. Rozprostuj je używając po dwakroć przycisku . a poszybujesz nad rozpadlinami.
Jak Pan rzekł, tak zrobiłem i wykorzystując resztki skrzydeł przedostałem się na drugą stronę otchłani. Następny korytarz doprowadził mnie do podziemnej budowli. Krążyły po niej jakieś stwory.
- Czym są te pokraki? - zapytałem mojego Pana.
- To Sluagh, ścierwojady podziemnego świata. One dbają o to, by nie błąkały się tu potępione dusze.
Zeskoczyłem na dół i pokonałem oba stwory, co nie było zbyt trudnym zadaniem dla wojownika mojego stanu. Po kilku celnych ciosach moich szponów mogłem nasycić się ich Duszami. Nauczyłem się przy tej okazji, jak stawiać czoła stworom podziemi . Dalsza droga doprowadziła mnie do pustej komnaty z kręgiem kolumn pośrodku. Na jego środku pulsowało źródło energii pozwalające mi na przekształcenie złudnego świata duchów w bardziej namacalne kształty, a szczegóły owych operacji wyjawił mi mój nowy Pan. Stając w kręgu energii mogłem oblec duszę moją w ciało, tak by egzystować w materialnym świecie. Do tego celu musiałem jednak sięgnąć po przycisk , a potem użyć . O ile jednak przejście w ten wymiar dokonać się mogło w owym kręgu i przy pełnej energii życiowej, o tyle powrót w zaświaty łatwiejszym się zdawał. W każdym miejscu i o każdym czasie mogłem tego dokonać, byle energii wystarczyło. Wejście zasklepiło się, a ja wszedłem w korytarz po prawej. Dotarłem do basenu przecinającego tunel. Przygotowując się do skoku usłyszałem raz jeszcze głos Pana: - Jesteś jeszcze młody, Razielu, i posiadasz wiele słabych punktów, jak każdy wampir. Poznałeś już różnice pomiędzy światem duchów a realnym, ale pamiętaj, że każdy kontakt z wodą pozbawi cię cielesności zdobytej za pomocą magii. Wrócisz do świata duchów, a jedyną drogą powrotu będzie odnalezienie kolejnego źródła mocy. Uważaj jednak, w świecie dusz woda nie utrzyma cię. Bardziej przypomina tam powietrze niźli ciecz.
Przeskoczyłem wodę i dotarłem do końca tunelu. Tam, po otwarciu drzwi, znalazłem się w nowej budowli. W wodzie majaczył zarys kraty, a za nią ujrzałem opalizujący kształt. Nie wiedziałem jednak, jak do niego dotrzeć. Na posadzce leżały rozszarpane zwłoki wojownika, a nad nimi stały dwa potwory.
- Cóż to za stwory? - zapytałem.
- Nie poznajesz ich? Toż to dzieci twojego brata.
- Nie może to być - krzyknąłem - nasza krew w ciałach tak potwornych.
- Uważasz, Razielu, że czas zatrzymał się w miejscu, gdy opuściłeś swój czas?
Zeskoczyłem do sali. Wiedziałem, jakie są słabe punkty moich przeciwników. W końcu stanowili krew z mojej krwi. Mogłem ich nadziać na kolce wystające ze ścian. Wiedziałem, że woda jest dla nich gorsza od kwasu, a światło przynosi śmierć w płomieniach. Zatem strategia walki z potworami była prosta. Najłatwiej było ustawić się za strumieniem światła i poczekać aż bestie pozbawione rozumu usmażą się w jego jasności.
Gdym zakończył dzieło zniszczenia, pojawił się problem, jak opuścić ową salę. Wyjście znajdowało się zbyt wysoko. Alem znalazł radę. Wielka skrzynia spoczywająca pod ścianą dała się przesunąć i wskakując na nią zdołałem dosięgnąć krawędzi. Wisząca na murze pochodnia stała się pierwszą moją bronią. Chwyciwszy ją w dłoń powędrowałem korytarzem do kolejnych drzwi.
- O Bogowie, sanktuarium klanów w ruinach. Za tymi murami ukryto Filary Nosgoth... Ileż stuleci musiało minąć, by dopełniła się tak wielka zagłada? Rzeknij mi - zwróciłem się do mojego nowego pana - jak długo spoczywałem w niebycie...
- Tysiąc lat - odpowiedział głos - a może tylko chwilę. Jakie znaczenie ma upływ czasu w takim miejscu?
Nim głos ucichł, kolejny stwór rzucił się na mnie. Mając jednako pochodnię w ręce odparłem jego atak i zakończyłem walkę podpalając bestię. Wchłonąłem jej Duszę i podszedłem do murów Sanktuarium. Wrota nie dały się ruszyć nawet na cal. Podparto je od wewnątrz, by pozostały zamknięte. Musiałem znaleźć inną drogę do wnętrza.
Nagle ziemia pod moimi stopami zadrżała. Wnet też odezwał się mój mentor.
- Nawet ziemia buntuje się przeciw Kainowi. Twoja kraina została zniszczona przez setki kataklizmów podobnych do tego. Kain biorąc losy świata w swoje ręce zniszczył kruchy balans, zachowujący porządek sił natury i magii, a teraz przyszła pora, by za to zapłacił.
Mogłem odpalić pochodnię od ogniska, ale zrezygnowałem z niej na rzecz zdobionej włóczni opartej o ścianę. Dzierżąc nową broń w ręce udałem się ku Otchłani. Przed wejściem napotkałem jeszcze jedną kreaturę. W tunelu też krył się potwór, ale nie był on wielką przeszkodą dla mnie. Tuż przed wiszącym mostem znalazłem wrota osadzone w skale po mojej lewej stronie. Za nimi, na końcu długiego korytarza w pieczarze, znajdował się kolejny Portal. Ustawiłem go na pieczarę mojego Pana. Tylko to połączenie funkcjonowało. Alem nie wracał. Udałem się na most i na wyspę, z której mnie strącono.
Wkroczyłem na kruchy most. To miejsce jednak się nie zmieniło. Oto stanąłem nad wirem, który zakończył me poprzednie życie. I chociaż krajobraz Nosgoth uległ wielkim przeobrażeniom, te nagie klify wciąż zachowały swoje dawne kształty. I obudziły wspomnienia. Tu na zachodzie znajdowało się wejście do ziem mojego klanu. Ciekaw byłem, jak one wyglądają po stuleciach mojej nieobecności, jak wyglądają moi potomkowie. Tak, tego byłem bardzo ciekaw - dziedzictwa...
[center]KLANU MELCHAHIMA[/center]
Przeskoczyłem nad otchłanią i poszybowałem do mrocznego wejścia. Tunel doprowadził mnie do przedsionka, w którym wszelako nie było już bramy. Za to przywitała mnie bestia i padła łupem mego głodu. Przez odrzwia wydostałem się na dziedziniec fortecy. Gdym wszedł na plac, spadły metalowe grodzie odcinając mi drogę ucieczki. Ruszyłem ku schodom i bramie w metalu kutej, której broniły dwa potwory. Znalazłem też lepszą broń u stóp schodów. Żelazna pika w sam raz nadawała się do tej walki. Pokonałem oba stwory i brama stanęła otworem. Ach cóż za wstyd! Bogaty klan został zmieciony z powierzchni ziemi niczym zwykły śmieć... Wokół jedynie ruiny. Pragnienie zemsty zdwoiło moje siły, a i doświadczenie w walce spowodowało, iże wróg wydawał się łatwiejszy. Zrozumiałem wnet taktykę, jaką stosować musiałem podczas starć z wieloma wrogami. Stawiałem czoła pierwszemu aż utracał zdolność walki i przebijałem go moją bronią. Gdy konał, ja walczyłem z drugim samymi rękami. Gdy i jego osłupiłem, chwytałem pierwszą Duszę i odzyskiwałem moją broń. Nigdy w innej kolejności nie mogłem tego uczynić, gdyż żelazo wyjęte z rany za szybko powodowało powrót Duszy do ciała wroga mego.
Tak więc pokonawszy obu strażników otwarcie kraty spowodowałem. Przechodząc przez nią znalazłem po prawej kratę i kolejny błyszczący przedmiot, cóż to może być? Następny podwórzec doprowadził mnie do ołtarza, po bokach którego dwie pary drzwi znalazłem. Po prawej na końcu korytarza kolejny portal, któren uaktywniłem. Po lewej zaś znalazłem przejście do nowego korytarza. Pokonałem bestię stojącą na rozwidleniu i skierowałem się ku wodzie, w której niknęły schody. Nie znalazłem jednak niczego w zalanej komnacie, a do wysokich okien nie potrafiłem odskoczyć. Wróciłem przeto do korytarza i w kręgu energii przywróciłem swoje materialne kształty. Teraz w górę schodów się udałem. Za rogiem czekały mnie dwa następne wampirze pomioty, potomkowie moi, ale i nową broń znalazłem w kącie przy ścianie. Wyssałem ich Dusze i przez kratę do podnóża kamiennej wieży się dostałem. Więcej broni tu leżało, zatem szybko rozprawiłem się ze strażami i kręconymi stopniami na szczyt budowli się dostałem. Tutaj jeszcze jeden wampir sprytnie przyczajony na życie moje dybał. Gdym go pokonał, zbadałem pomieszczenie. Na ścianie dźwignię zauważyłem, która most zwodzony opuściła i nowe tereny przede mną odkryła. Schodami w dół pobiegłem i z wysoka na pusty podwórzec zeskoczyłem, tam następne schody znalazłem, a z ich szczytu krwawej jatki stałem się świadkiem. Oto człowiek moim oczom się ukazał na dwoje rozerwany przez istoty, które dzieciami Melchahima, brata mojego, być musiały. Zeskoczyłem w dół i rozprawiłem się z krwiopijcami, do których żadnych uczuć nie żywiłem. Dla nieszczęsnego wieśniaka nie było już nadziei, przeto za następną kutą bramę przeszedłem i na jeszcze jednego człeka natrafiłem, ale to był rycerz, wampirów pogromca, zbrojny w wielką kuszę, z której razić mógł przeciwnika z oddali. Ubiłem go, zanim mnie zaatakował i wspiąłem się na cmentarne wzgórze. Raz jeszcze napotkałem ghoula i na własne oczy zobaczyłem, jak znika pod ziemia, by za moimi plecami się znienacka pojawić. Nie był godnym mnie przeciwnikiem. Zabrałem znalezioną na cmentarzu laskę i wspiąłem się wyżej, tam po przesunięciu bloku skalnego pod przeciwległą ścianę udało mi się wskoczyć na półkę i przedostać do stóp mauzoleum Melchahima. Nie śmiałem nawet pomyśleć, jakim przeobrażeniom uległ mój młodszy braciszek, widząc płaskorzeźby na ścianach. Obie drogi prowadziły na górę do tego samego miejsca, gdzie dwóch kapłanów pilnowało ognia. Widząc smugę światła padającą przez witraż wmanewrowałem jednego stwora w ów palący strumień, ale drugi cwańszy był i jego zabić musiałem laską - ku pokrzepieniu ciała i duszy. Furta w ścianie zaprowadziła mnie do krętych schodów i następnego portalu. Wyjście znalazłem opodal i po otwarciu wrót wydostałem się na brzeg jeziora. W głębi majaczył kształt jakiejś budowli, zatem postanowiłem przedostać się na drugi brzeg. Przejście po dnie nie wchodziło w rachubę, zatem skakać począłem po kolumnach wystających nad wodę. Z pomocą skrzydeł udała mi się ta przeprawa. Mając broń pokonałem potwora przy bramie, a potem przedostałem się przez kryptę pełną grobowców do podziemi. Tam wróciłem do Świata Zmarłych i napotkałem nowy rodzaj potwora.
- Oto Razielu wampir, który nazbyt długo pozostał w Świecie Zmarłych - pouczył mnie głos Pana. - Stał się przeto pożeraczem Dusz podobnym tobie, zabij go szybko i nie pozwól, by Dusza wróciła do jego ciała.
Uczyniłem, jak Pan mi kazał, a potem po zniekształconych ścianach przedostałem się na górną część komnaty. Tam w kręgu powróciłem do świata materii. Zlustrowałem salę i zauważyłem, że drogę wyjścia zamyka solidna krata. By ją otworzyć, musiałem wsunąć kamienny blok w otwór w ścianie, ale jak to zrobić, gdy na drodze skalny próg się znajduje? Znalazłem jednak sposób. Dosunąłem blok do progu, pochyliłem się i ująłem kamień w dłonie . Teraz uniosłem go jak piórko i na wyższy poziom wrzuciłem, reszta była łatwa. Krata stanęła otworem i wskoczyłem na belkę stropową następnej komnaty. Z niej mogłem przeskoczyć na jedną z dwu półek ulokowanych pod powałą przy ścianach. Tak też zrobiłem. Półka zjechała pod moim ciężarem w dół, ale druga, połączona z nią liną, powędrowała w górę. Ja zaś obszedłem salę wokół i zauważyłem, że wyjście blokuje kolejna krata, ale też znałem już sposób na jej otwarcie. Tyle że musiałem zrzucie blok kamienia na dół i przedostać się przez komnatę pełną ghouli. Szczęśliwie znalazłem tam laskę, która wyrównała moje szanse. Podrzucałem kamień aż dotarłem do otworu w ścianie i umieściłem go w nim. Wróciłem do pierwszej ściany i przeniosłem się do Krainy Duchów. Jeszcze raz wspiąłem się w górę, przeskoczyłem na półkę, która powędrowała do góry, a z niej na następną belkę pod powałą, z niej zaś prosta droga wiodła do wyjścia. Zeskoczyłem wprost na krąg i powróciłem do świata materii.
Ostatnia zagadka tego kompleksu była jedynie rozwinięciem poprzednich. Trzeba było wsunąć oba kamienie w otwory, ale tak, by symbole wyryte na kamieniach ustawione były identycznie jak te w niszach. Przewracając sześcienne bloki jak kostki ustawiłem symbole i po wielkiej pochylni wydostałem się nad jezioro. Zepchnąłem blok kamienia, który widziałem na urwisku i rozejrzałem się po dolinie. Niedaleko wejścia zobaczyłem wysoką półkę skalną. Aby się do niej dostać, potrzebowałem dwóch bloków kamienia. Miałem je pod ręką. Przepchnąłem pierwszy pod półkę, potem wstawiłem na niego drugi i wskoczyłem do wykutego w skałach korytarza. Wydostałem się nad jezioro, ale w zupełnie innym miejscu. Walcząc z ghoulami przebiegłem do bramy, a potem długim wznoszącym się tunelem przedostałem się do ogromnej sali pełnej kolumn i machin. Na przeciwległym końcu od wejścia znalazłem dźwigienkę na ścianie. Gdy jej użyłem, część podłogi zjechała ze mną w dół. Piekielna machina...
Tutaj miałem przed sobą dwie drogi. Wybrałem tę na lewo. Za załomem korytarza znalazłem zabitego ghoula i laskę. Zabiłem potwora i jego pogromcę, po czym drzwiami przedostałem się do hali z wielkim mechanizmem. Na ścianie widziałem korbę i dźwignię. Najpierw użyłem tej drugiej, potem pokręciłem korbą. Wielkie koła ruszyły, ja natomiast pobiegłem z powrotem na windę i wjechałem do sali na górze. Na wprost windy pod kamiennym filarem zauważyłem inną dźwignię, pociągnąłem ją i posadzka zjechała w dół. Zeskoczyłem na nią, a gdy się zatrzymała, znalazłem w jednej z wnęk przejście na niższy poziom. Tutaj też czekało mnie rozwiązanie łamigłówki. Prostej jednak. Musiałem tak poprzesuwać płonące ognie, by poprzepalały belki podtrzymujące strop, a gdy podłoga opadła niżej, zauważyłem, że wzory na niej wyryte dziwnie pasują do tych, po których przesuwałem ognie. Zatem przesunąłem kamienne kaganki do wnęk w posadzce, co dało mi dostęp do niższej kondygnacji, a tam za bramą kryła się arena, na której stanąłem oko w oko z samym...
[center] [/center]
[center]MELCHAHIMEM[/center]
- Ukaż się potworze - rozkazałem. Okropnie odmieniony braciszek stał się potworem nawet w naszych kategoriach okrucieństwa i przemocy. Jego ciało doznawało przez wieki wielu przemian, które ukształtowały je w ohydną mieszankę ślimaczego odwłoka, z którego majaczyły ludzkie zarysy. Obrzydliwość.
- Cóż to, nie poznajesz mnie bracie? - odparł wychodząc z mroku.
- Co stało się z naszym klanem, jak daleko posunęła się degeneracja? Mów albo wycisnę słowa ze szkaradnej twojej paszczy siłą, braciszku.
- Trafiłeś do świata, który nie jest już tak piękny, jakim go pamiętasz, Razielu. Ale teraz twoja kolej na śmierć.
To mówiąc ruszył w moją stronę. Szukając schronienia, podbiegłem do jednej z krat, zauważyłem, że obok nich są w ścianach otwory, do których mogę doskoczyć. Gdy znalazłem się we wnęce, zobaczyłem w niej dźwignię, podnoszącą kraty. Ująłem ją w dłonie i czekałem cierpliwie aż bestia pełzająca ku mnie znajdzie się pod morderczymi ostrzami. Opuściłem kratę, ale Melchahim przeżył.
Zatem pobiegłem do następnej kraty i powtórzyłem całą operację, ale i to nie zmogło potwora. Jednako zauważyłem na wzniesieniu, z którego się wynurzył, korbę uruchamiającą piekielne ostrza nad areną. Gdyby tak go zwabić do tego miejsca? Udało się, stałem na arenie przez chwilę, a gdy podpełzł do mnie, szybko uciekłem do korby i zakręciłem nią. Osłabiony ranami nie zdołał już uciec. Zanim dosięgły go wirujące ostrza,
postanowiłem zadać jeszcze jedno pytanie:
- Gdzie Kain? - zakrzyknąłem.
- Mistrz jest poza twoim zasięgiem, Razielu - odparł Melchahim.
Skonał, a ja pochłonąłem jego duszę. Wraz z nią nową zdolność - będąc w świecie niematerialnym mogłem wzorem mojego brata pokonywać zamknięte kraty. Musiałem jedynie napierać na nie przez moment. Pierwszą sposobnością na wypróbowanie nowej umiejętności stało się wyjście z zamkniętej areny. Dokonałem tego i pobiegłem na górę. By wrócić do materialnego wymiaru, musiałem jednak zeskoczyć na moment na niższą kondygnację i skorzystać z kręgu. Potem raz jeszcze zeskoczyłem na dół i ponownie tunelem wydostałem się na górę. Tutaj wysunąłem ze ściany głaz i po nim wydostałem się na górę. Pobiegłem do wyjścia.
Tam doszedł mnie głos mojego Pana:
- Udaj się Razielu do Filarów Nosgoth, twoja nowa zdolność pozwoli ci na dotarcie do kręgu, ale uważaj. Pomimo iż miejsce to wygląda na opuszczone, jest zamieszkałe przez groźne bestie.
Poszedłem za światłą radą mojego mistrza, ale wprzódy postanowiłem dobrać się do owych świetlistych przedmiotów ukrytych za kratami, a przy okazji pierwszy z Glifów posiąść. Pierwszy kawałek emblematu znalazłem w jeziorze, przy którym właśnie się znajdowałem: drugi pod wodą w komnacie, gdzie pierwszy raz napotkałem zdegenerowane wampiry: trzeci obok bramy wiodącej do siedziby mojego klanu. Aby go dostać, musiałem przesunąć głaz stojący po drugiej stronie wejścia i wspiąć się na niego. Czwarty przedmiot spoczywał w bocznym wejściu do Kręgu Nosgoth. Mistrz wyjawił mi, iże pięć takich przedmiotów zebranych do kupy podniesie poziom mojej energii, a przez to i siły.
[center]GLIF MOCY[/center]
W owym jeziorze, gdziem szukał emblematu druga krata jeszcze była, a za nią jaskinia z trzema filarami i wielką głową na ścianie. Obok dwa symbole widniały wyryte w kamieniu. Gdym się im przypatrzył, zauważyłem, że wzór, jaki stanowią, można otrzymać z trzech symboli zatkniętych na filarach. Jak je jednak złożyć? Spróbowałem siły użyć. Gdym popchnął kamienne postumenty w kierunku środka sali, padały jeden po drugim aż na wizerunku mózgu pojawił się pożądany symbol. Wtedy też głowa ożyła i otrzymałem czar mocy. Gdym zebrał owe fragmenty i Glif, udałem się na spotkanie z przeznaczeniem w głąb Kręgu, jako że ostatni z nich spoczywał dokładnie w wejściu zapasowym do...
[center]FILARÓW NOSGOTH[/center]
...które znalazłem na prawo od głównej bramy. Przy pierwszym kręgu przeszedłem znów do materialnego świata, by pokonać strzegących następnych wrót strażników. Jedynym sposobem ich pokonania było zrzucenie ich do wody z pomostu, na którym walczyliśmy. Gdy pochłonąłem Duszę drugiego z nich, brama stanęła otworem. Znów wróciłem do niematerialnej postaci i przenikając przez kraty dotarłem na drugi kraniec kręgu, gdzie znalazłem wrota do filarów. Tam przybrałem cielesną postać i odważnie szarpnąłem uchwyty wielkich wrót.
- Raziel!
Kain nie zmienił się ani na jotę przez ten tysiąc lat.
- Nieciekawie wyglądasz - powiedział.
- Sam mnie stworzyłeś, zatem krytykujesz swoje dzieło. Cóżeś uczynił z moim klanem? Nie miałeś do tego prawa.
- Spójrz, co zostało z naszego imperium. Wszystkie klany rozpełzły się po norach. Jesteś świadkiem końca tej ery i odejdziesz razem z nią...
- Prędzej ty - odparłem.
Wyzwał mnie do nierównej walki, ale postanowiłem stawić mu czoła, chociaż Soul Reaver, osławiony miecz pożerający dusze przeciwników, w walce był orężem straszliwym. Zwłaszcza w rękach tak wytrawnego mistrza. Jednako Kain potrzebował chwili na naładowanie miecza, co dało mi okazję, by go zranić moimi pazurami. Gdybym zaś padł trafiony energią Soul Reavera, nie mogłem zginąć. Jedynie w zaświaty się przenosiłem, skąd po nabraniu energii z powrotem do walki stawałem. Po trzykroć trafiałem mojego dawnego mistrza, zanim wpadł w furię i przewrócił mnie na ziemię. Uniósł ostrze do decydującego uderzenia, ale miast mnie, to miecz rozpadł się w proch. O dziwo. Kain nie przejął się tym zbytnio, w jego oczach nawet zauważyłem błysk akceptacji.
- Ostrze zostało pokonane, tak stać się musiało, jesteśmy o krok bliżej od naszego przeznaczenia...
Soul Reaver nie zniknął jednak, jego spektralny obraz widniał przede mną. Gdy próbowałem ująć go w dłonie, przywarł do nich jak przyklejony. Nie mogłem się go pozbyć. Głos Pana mego wyjaśnił mi, iż stałem się Panem jego potęgi, która obecna będzie przy mnie cały czas w wymiarze zaświatów, w świecie zaś realnym używać jej mogę, dopóki nie zrani mnie inna istota. Ledwiem pochłonął tę dawkę wiedzy, a nowa postać pojawiła się w kręgu. Oto sama Ariel, strażniczka ukazała mi swoje oblicze. Od niej dowiedziałem się o celu mojej podróży. O budowli znanej jako
[center]KATEDRA MILCZENIA[/center]
Droga do niej wiodła przez zamknięte wrota opodal miejsca, gdzie pierwszy raz użyłem kręgu przenoszącego mnie do realnego wymiaru.
- Przybywaj do mnie ilekroć zajdzie potrzeba
- rzekła na pożegnanie.
Ariel pamięta to, co dawno pogrzebały mroki zapomnienia. W kręgu pojawiły się też migoczące punkty, miejsca gdzie mogłem odnawiać czary i energię. Wyruszyłem zatem w drogę, ku nowemu przeznaczeniu - ku ziemiom klanu Zephona. Przebyłem bramę w niematerialnym świecie i rozejrzałem się po okolicy, na prawo od wejścia znalazłem grotę, na końcu której dwóch łowców pilnowało przejścia do portalu. Uaktywniłem go i wróciłem na dół. Wielkie odrzwia zamknięte były na głucho, ale jeden cios Soul Reavera sprawił, iż stanęły otworem, za nimi jednak znajdowała się krata. Musiałem zmienić się w ducha, by przez nią przeniknąć, potem znów czekała mnie przemiana i walka z nowym gatunkiem potworów, ni to ludzi, ni pająków. Były szybsze i inteligentniejsze od poprzednio napotkanych gatunków. Walka z nimi najskuteczniejsza była, gdy zadawałem pojedyncze, dobrze mierzone ciosy. Po zwycięstwie zbiegiem na dół i otworzyłem wrota. Stanąłem na wielkim placu pełnym budynków. Musiałem przedostać się na szczyty murów, ale jak to zrobić? Ujrzałem przy murze po prawej konstrukcję z kamienia, po której mogłem się wspiąć, tak też uczyniłem. Z dachu przeskoczyłem do otworu w murze, przebiegłem krótki korytarz i wskoczyłem na kolejny dach widoczny przede mną. Teraz zwróciłem się w prawo i skoczyłem na występ na najwyższej wieży. Wspiąłem się potem na jej dach i lekko przeskoczyłem na szczyt murów. Pokonałem jeszcze jednego potwora, oddającego się z lubością oplataniu pajęczyną jakiegoś nieszczęśnika. Po czym po skalnych występach wspiąłem się do wrót Katedry. Ta stara budowla, skonstruowana przed wiekami przez ludzi, miała być ich bronią w walce z plagą wampirów i dowodem na potęgę cywilizacji. Ale podobnie jak jej panowie, jest dzisiaj zapomnianym miejscem, a ci, przeciw którym ją wzniesiono władają mrocznymi komnatami. Szukając drogi dostępu do wielkiego gmachu przeniosłem się do Świata Zmarłych i po zniekształconych rurach dotarłem do umieszczonych wysoko platform. Z nich dostałem się na półkę okalającą fortecę. Minąłem pierwsze drzwi i byłem już niemal u końca. Po drodze opuściłem dźwignią drewnianą konstrukcję. Wkroczyłem w następne drzwi. Na końcu zstępującego korytarza, za kratą, widniało pomieszczenie, w którym musiałem zmierzyć się z wampirzym pomiotem i zagadkami. Te drugie nie były jednak zbyt trudne. Należało tak poprzewracać kamienne bloki, by pasowały do przedstawionych na ścianach malowideł. Gdy zakończyłem pracę, szybko przeniosłem się za pierwsze drzwi, gdzie wspiąłem się na blok skalny i użyłem drugiego przycisku. Teraz pozostało mi wrócić na półkę i wskoczyć na obie platformy, tak by przywarły do podłoża. To stworzyło silny ciąg powietrza, który uniósł mnie wysoko w górę (trzymałem cały czas ).
Wylądowałem na wąskiej półce. Podciągnąłem się na wyższy poziom i przebiegłem do pomieszczenia za rurami. Po obu stronach miałem szklane ściany, ale gdy podszedłem do dzwonu stojącego w ciemnym tunelu i uderzyłem w niego, jedna z nich rozprysła się w miliony odłamków. Tak... Wszedłem przez drzwi w drugiej ścianie i trafiłem na spiralny korytarz. Za pierwszymi drzwiami znalazłem nowych, ludzkich przeciwników i łamigłówkę do rozwiązania. Musiałem tak poustawiać sześciany z otworami, by pasowały do otworów we wnękach i utworzyły z nimi obiegi zamknięte. Oczywiście wampiry przeszkadzały mi jak tylko się dało, zatem starałem się wykonywać moje zadanie w miarę szybko, by unikać niepotrzebnych starć. Znów musiałem obracać sześciany jak kostki, by dopasować je do otworów. Wróciłem potem na korytarz zmieniając swoją formę i udałem się za drugie drzwi, gdzie czekało mnie bardzo podobne zadanie. Gdy i ono zakończyło się sukcesem, wróciłem na korytarz i uderzyłem w drugi dzwon. Potem pokręciłem korbą, co na moment otworzyło drzwi w tunelu przy pierwszym dzwonie. Ale był to zbyt krótki odcinek czasu, by tam dobiec. Od czego jednak świat niematerialny? Po zakręceniu korbą szybko przeszedłem w zaświaty i spokojnie przemaszerowałem przez unieruchomione drzwi. Na ścianie obok znalazłem przycisk, który je blokował.
Przed sobą miałem dwie drogi, najpierw wybrałem tę na lewo. Wyszedłem drzwiami w szklanej ścianie i przeskoczyłem do podobnych po drugiej stronie korytarza. W chwilę później, po walce z ludźmi, dotarłem do komnaty stylizowanej na egipski grobowiec, w dziwnej konstrukcji spoczywał piąty element mojej układanki. Przeniknąłem przez kraty, pożywiłem się Sluaghami i przystąpiłem do rozwiązywania kolejnej zagadki. W ścianach widziałem miejsce dla ośmiu kamieni, ale miałem ich tylko cztery. Co począć? Postanowiłem wkładać je po kolei i zobaczyć, co się stanie. Przypasowywałem je tak, by uzupełniały płaskorzeźby widoczne na ścianach. Gdy włożyłem pierwszą czwórkę, z powały odpadły następne cztery bloki kamienia i dokończyłem dzieła. Tak oto stałem się silniejszy. Konstrukcja za kratą otworzyła się bowiem i ująłem w dłonie ostatni element układanki.
Teraz przyszła pora na drugi korytarz. Ten okazał się pionowym szybem. Musiałem piąć się po rurach, ale wpadłem na sposób, by ominąć uciążliwe pajęczaki. Przeniosłem się do świata eterycznego i spokojnie dotarłem na górę. Tam, w miejscu gdzie korytarz się rozdwajał, poszedłem na lewo i przedostałem się do sali za kratą. Znów miałem przed sobą dwie drogi, po lewej znalazłem pomieszczenie z trzema klapami. Otworzyłem dwie bliższe ekranu, po prawej w takim samym pomieszczeniu otworzyłem dwie dalsze. Wszystkie manipulatory przy szybie miałem odblokowane. Wróciłem na korytarz i cofnąłem się na rozstaj, gdzie mogłem przemienić swoją postać w materialną. Raz jeszcze zawróciłem i przełożyłem wszystkie manipulatory. Uruchomiłem trzeci szyb wentylacyjny. Pęd powietrza uniósł mnie w górę. Spadłem na fragmenty rur pod ścianą. Zauważyłem, że środkowe elementy, stojące
pionowo pasują do przerw. Dlatego poprzewracałem je tak, by stanowiły całość. Potem przeskoczyłem do korytarza. Pokonałem przeciwników i przełożyłem dwa manipulatory, dzięki czemu filary odsłoniły mi dalszą drogę. Teraz mogłem, korzystając z przeniesienia do wymiaru duchowego, wspiąć się spokojnie na platformy i przedostać na wyższą kondygnację. Po przeniknięciu za kratę zeskoczyłem na dno sali z olbrzymimi organami, po przekręceniu włącznika udało mi się uruchomić pierwszą dyszę w kolejnym szybie. Skacząc po piszczałkach dostałem się do następnej części wieży, tutaj czekało mnie odrobinę trudniejsze zadanie. Walcząc z pająkami musiałem przeciągnąć blok pod pokrętło. Gdy tego dokonałem, uruchomiłem drugą rurę. Po odłamkach skały leżących w miejscu, gdzie stał blok, którego używałem wydostałem się do wyższego pomieszczenia.
Tutaj znów czekało mnie ustawianie rur i walka z wampirami. Wspiąłem się na rurę i zeskoczyłem z niej na odcinek za przerwą. Potem przewróciłem brakujący odcinek i udałem się w górę do trzeciego pokrętła. Teraz mogłem wracać na dół do trzeciego szybu. Cofnąłem się zatem na sam dół wieży i ponownie po platformach dostałem na rurę buchającą parą. Ta wyniosła mnie na najwyższe piętro, do gniazda przepoczwarzonego Zephona. W prawej odnodze korytarza znalazłem portal, który natychmiast uruchomiłem.
Potem udałem się na spotkanie z ojcem wampirem. Było gorzej niż myślałem. O ile Melchiah był potworem, o tyle Zephon stał się stokroć bardziej przerażający. Przyjął formę okropnego owada, nie było w nim nic, co ludzkie, a zresztą dlaczego miało by być...
Stanąłem do walki i wygrałem ją, choć nie była łatwa. Wpierwej musiałem pozbawić go odnóży, które wyrastały ze sklepienia. Uderzając w nie Soul Reaverem i pazurami zniszczyłem chitynowe pancerze. Potem przyszedł czas na samą bestię. Zauważyłem iż zraniona do bólu ciosami w odwłok znosi jaja. Porywałem zatem owe pomioty i rzucałem w nią, by ranił ją kwas wypełniający skorupy, ale nie było to zbyt bolesne dla potwora. Wtedy wpadłem na lepszy pomysł, przy drzwiach spoczywał jeden z łowców wampirów, uzbrojony w miotacz płomieni. Paliwa w nim trochę zostało i ogień wesoło buchał z palnika. Przypalałem w nim jaja i płonące rzucałem na potwora. Trzy trafienia i padł, a ja zdobyłem kolejną Duszę i posiadłem jej zdolności. Teraz mogłem wspinać się po niektórych ścianach w realnym świecie. A to oznaczało, iż posiądę kolejne wzmocnienia. Dalsze części emblematu siły znajdowały się w następujących miejscach. Pierwszy przy ruinach, gdzie poznałem jak przenikać ze Świata Zmarłych do realnego wymiaru. Drugi na jeziorze przy trzecim portalu, tam gdzie droga wiodła do Melchiaha. Z kolumny pośrodku wody skoczyć musiałem na skałę po lewej.
[center]CZAR GROMU[/center]
Nurkując w jeziorze, przy bramie prowadzącej do Melchiaha, znalazłem drugą odnogę zakończoną ślepo, ale po wyjściu z wody znalazłem ścianę, po której mogłem się wspiąć na klif. Tam tunelem w skałach przedostałem się do kanionu i ujrzałem niezwykły zaiste widok. Na skalnej ścianie wzniesiono ogromną warownię w kształcie ludzkiej czaszki. Pamiętałem z opowieści Kaina, że
konstrukcja owa nosiła ongiś miano Schronienia Nupraptora. Przez oczodół czaszki przedostałem się do korytarzy, w których roiło się od pomniejszych wampirów. Gdym dotarł na wewnętrzny dziedziniec znalazłem się w kropce, nie za bardzo znałem dalszą drogę, alem wpadłem na pomysł, by porzucić cielesną powłokę i przyjrzeć się warowni z pozycji zaświatów. Wtedy też dojrzałem drogę ku górze, po wykręconych dźwigarach. Gdym dotarł do magicznego kręgu, znów w ciało się przyoblekłem i normalnym sposobem dalej się wspinać zacząłem. Gdym dotarł do szczytu filara, przeskoczyłem na grań widoczną przy skale, tam za rogiem znalazłem wyższą półkę i przejście na zewnątrz skalnego sioła. Stojąc na krawędzi rozwalonego czerepu dostrzegłem na skałach ogień i miejsce, gdziem mógł wylądować. Tam też poleciałem i po skalnych półkach przed ołtarz z wielkim posągiem się dostałem.
Aby zdobyć czar, musiałem ułożyć kamienie na miejscu w ścianach. Nie było to trudne zajęcie, jedynie pracochłonne. Dwa kamienie musiałem zdjąć z półek. Jeden zaś nie miał na sobie żadnego wzoru. Gdy wszystkie znalazły się na miejscach, otrzymałem upragniony czar. Wyszedłem na skalną grań i rozejrzałem się po okolicy. Zobaczyłem budowle na skałach naprzeciw, zatem poleciałem tam, uprzednio strzałami usunąwszy z drogi kamień z wyrzeźbioną tarczą, co dało mi potem dostęp do wyższych kondygnacji. Tam leżał fragment emblematu. Nieco niżej znalazłem drzwi do portalu, z których skwapliwie skorzystałem. Następne zadanie zawiodło mnie do...
[center] [/center]
[center]GROBOWCA SERAPHINÓW[/center]
...antycznych wojowników, którzy kroczyli po tych ziemiach jeszcze przed Kainem, a służyli sprawie Vordoru. Teraz kataklizm otworzył zamknięte przez stulecia ściany i ja, Raziel, będę mógł posiąść niezgłębione tajemnice, jakie kryją czeluści tej budowli. Aby dostać się do tego miejsca, musiałem wrócić do kręgu filarów i wspiąć się po jednej z kolumn na obrzeże kopuły. Tam znalazłem korytarz, którym wydostałem się na drugą stronę budowli. Zeskoczyłem na ziemię i mieczem wyrąbałem sobie drogę do grobowca, poprzez mroczny kanion pełen wrogów. Zanim zanurzyłem się w jego czeluście, postanowiłem poszukać ukrytego gdzieś przy wejściu portalu. Znalazłem go po chwili wspinając się na skały. Zabezpieczywszy się w ten sposób przeszedłem do Świata Zmarłych, by pokonać kraty na drodze do krypty. Zaraz po wejściu znów wróciłem do realnej postaci. Znalazłem też broń, która wcale udatnie mi się przydała. Dotarłem po chwili do krypty. Gdy wysunąłem kamień ze ściany, oczom moim ukazała się komnata grobowa, a w niej równo pod ścianami groby wielkich wojowników... Zaraz, imiona tu wyryte należą do moich braci. O zgrozo, i mój grób tu się znajduje... Cóż to może znaczyć?
- Tak Razielu - rzekł mój Pan. - Odkryłeś prawdę. Byłeś Serafinem. Kain podniósł was z grobów i wskrzesił, by stworzyć nową rasę swoich przybranych synów. Wampiry.
Zdruzgotany wracałem do filarów. Cały mój świat legł w ruinach. Pan mój dał mi wskazówki, gdzie mam się udać, alem wcale nie miał na to ochoty. Na północ od grobowca, w opactwie swojego imienia, brat mój Rahab oczekiwał posłańca z zaświatów. Cóż mam uczynić, jak nie wypełniać wolę mojego Mistrza?
Jak tam się dostać? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, ale spróbowałem przenieść się do zaświatów w komnacie grobowej i nagle poczułem, jak osuwam się w otchłań.
Spadłem do korytarza zakończonego kratą. Za nią znajdował się dziedziniec. W jednej z wnęk znalazłem krąg i wróciłem do materialnej postaci. Wtedy też zobaczyłem nową istotę, którą kiedyś nazwano by pewnie diabłem.
- Heretyk - zakrzyknął na mój widok. - Nie przejdziesz tędy!
- Kimże jesteś, psie łańcuchowy, by grozić mnie Razielowi? - zapytałem. - Sam Kain już raz mnie zabił, ciebie pokrako się nie boję.
- Twoje obelgi nic nie pomogą, przybyszu - odparł nie speszony demon. - Zginiesz jak wszyscy...
Ale nie zginąłem. Dopadłem potwora, zanim wyssał ze mnie życie, powaliłem go kilkoma ciosami i cisnąłem do fosy. Jako nagrodę otrzymałem nową broń. Teraz Soul Reaver mógł razić przeciwników z dystansu wystrzeliwując w nich energetyczne pociski. Postanowiłem też od razu wypróbować moje nowe zdolności.
[center]CZAR DŹWIĘKU[/center]
Raz jeszcze w progi Katedry wstąpiłem, gdym pokonał rogatego stwora i odebrał mu zdolność uderzania mocą. Tym razem dotarłem jeno do pierwszego szybu i zeskoczyłem na jego dno. Ruszyłem korytarzem, któren zwykle mnie do placyku z powrotem doprowadzał, ale tym razem, gdym dojrzał w górze na skale szklaną ścianę, używając nowej zdolności wnet ją rozbiłem. Po ścianie się wspiąwszy do innego korytarza przeszedłem. Tutaj, by kraty przeniknąć, musiałem do niematerialnego świata na chwilę powrócić i przed końcem sali znów w ciało się przyoblec. Ująłem w dłonie złoty młot wiszący na ścianie i poszukałem drogi dostępu na filary. Znalazłem taką na ścianie przy kracie. Wspiąłem się na górę, alem musiał w zaświaty przejść, by na filary przeskoczyć. Zatern cisnąłem młotem na drugą stronę sali, tam gdzie witraż przedtem widziałem. Rozbiłem nim szkło, a sam młot bezpiecznie we wnęce wylądował. Teraz i ja na filary skoczyłem i na drugą stronę się przedostałem. Znów w cielesnej postaci młot ująłem i w wielki dzwon stojący na ołtarzu uderzyłem. Tak oto dopełniło się przeznaczenie i kolejny Glif otrzymałem. Powróciłem na arenę niedawnej z Morlokiem walki i rozejrzałem się za celem dla mojej nowej umiejętności. Tarcza na murze wydawała się najodpowiedniejszym miejscem do takiego ćwiczenia. Gdy strzeliłem w nią, cofnęła się w głąb muru, a po drugim trafieniu otworzyła mi przejście. Skoczyłem tam bez namysłu, oto droga do...
[center]ZATOPIONEGO OPACTWA[/center]
Zeskoczyłem do małej komnaty, z której mogłem jedynie wejść do zatopionego tunelu, co też zaraz uczyniłem. Przez zalaną salę wydostałem się do innego korytarza, gdzie natknąłem się na krąg energii i przeniosłem się do świata materialnego. Melchahimie pomioty nie bardzo mi przeszkadzały w postępach, słabe były i Soul Reaver wielką miał ucztę. Przeskoczyłem przez wodę na drugą stronę komnaty i wspiąłem się po murze do małej wnęki. Z niej, skacząc po filarach, przedostałem się do drzwi ukrytych wysoko na przeciwległej ścianie. Jedynie z ostatniego filara metalową skrzynię strącić musiałem. Ale moja nowa zdolność znakomicie się do tego przydała. Dwa strzały i miałem wolną drogę. Za drzwiami korytarz się rozdwajał. Idąc na wprost trafiłem na witraż, udało się go rozbić, gdym strzelił w sam jego środek. Znalazłem tam salę. w której odbudować mogłem moc moich czarów, podobny krąg do tego, któren Ariel dla mnie wyczarowała przy Filarach Nosgoth. Idąc drugą odnogą dostałem się w świat niematerialny, pokonałem
kratę i do kruchty jakowejś przeniknąłem. Za następną kratą kamień rzeźbami zdobiony moją uwagę zwrócił. Dwoma strzałami przesunąłem go pod ścianę, potem raz jeszcze zmieniając się w zjawę kolejną kratę pokonałem. Z kamienia wskoczyłem na wyższy poziom sali. Korytarzami dotarłem do miejsca, gdzie znowóż droga się rozdwajała. Nie przechodziłem przez kratę, gdyż wiedziałem, że to droga powrotu, gdybym idąc w drugą stronę i skacząc na opuszczoną galerę do wody trafił. Droga na drugi brzeg tylko wtedy była możliwa, gdy skakało się w świecie duchów. Wtedy to okręt tak blisko skał się znajdował, że z łatwością można było wciągnąć się na półkę. Za następnymi drzwiami znalazłem Portal po prawej i drogę do Opactwa Rahaba po lewej stronie. Wrota otwierały się po celnym trafieniu energią. Stanąłem przeto przed panoramą Zatopionego Opactwa, stanowiącego kryjówkę mojego brata Rahaba. Ruiny te pochłonięte przez wody wynurzały się co czas jakiś martwe i puste, jak przestroga śmierci. Rozejrzałem się szukając drogi dostępu. Najrozsądniejsze wydały mi się skoki po filarach w świecie materialnym. Tak dotarłem do murów po prawej, a potem przeskoczyłem na następny mur i z niego na pomost przy drzwiach, gdzie czekał na mnie wężowaty stwór. Powaliłem go i wszedłem do korytarza. Pilnowało go kilku pobratymców gada, więc zdecydowałem, iż lepiej będzie przenieść się w zaświaty. Tak też uczyniłem i dotarłem do komnaty z dziwnym filarem. Po chwili zrozumiałem, iże to machina do wypuszczenia wody. Ale gdzie znajdę dźwignię, co ją włącza? Sprawdziłem wnękę naprzeciw wejścia. Przenikając przez kraty dotarłem do wielkiej nawy wpoły wodą zalanej. Wróciłem do materialnej postaci i skacząc po rozbitych kolumnach na drugą stronę się przedostałem. Spadając do wody mogłem łatwo wyjść po kolumnie w rogu i ponownie skoków spróbować. Tam po pokonaniu strażnika w następne korytarze zanurkowałem przez kratę przeniknąwszy. I tak do nawy głównej się przedostałem. Błądząc pod wodą zauważyłem po prawej stronie wrót krąg energii na jednej z przypór nad poziomem wody. Wskoczyłem nań i do świata materialnego się przeniosłem. Teraz wspinaczka po ścianie mnie czekała, a potem skoki po belkach pod powałą, alem tego dokonał i do ukrytego wyjścia po drugiej stronie nawy dotarłem. W krętym korytarzu dwa wężopodobne stwory pokonałem i rozbiłem witraż strzałem. Teraz kolejna seria skoków na maszkarony przy dachu przytwierdzone mnie czekała.
Do pierwszego musiałem podlecieć, na następne jedynie ostrożnie skakać. Gdybym spadł, wszystko od nowa zaczynać bym musiał. Ostatni skok na wieżę pośrodku wody najbardziej z nich ostrożny być musiał, gdyż lądowanie w wodzie na sam początek tej przygody przywieść mnie musiał. Z wieży na dzwonnicę przeskoczyłem i zanim na dół po schodach się udałem, za łańcuch pociągnąłem. Jak się okazało, sygnał to był do otwarcia wrót na dole. Tak trafiłem do Mauzoleum Rahaba. Po kolumnach wydostałem się nad wodę i wróciłem do cielesnej postaci. Przyglądając się witrażom nie zauważyłem jak z wody wychynął gadzi kształt.
- Raziel - z paszczy potwora wydobył się dźwięk wyrażający zdziwienie.
- Rahab - odparłem nie mniej zdziwiony. -Jak widzę doskonale dostosowałeś się do swojego środowiska.
- Jak widzisz, braciszku.
- Czy wiesz, kim byłeś - zapytałem w nadziei, że nowina ta może zapobiec walce -zanim Kain cię odmienił?
- Człowiekiem - odparł.
- Więcej niż człowiekiem. Byłeś Seraphinem. - I cóż z tego, Kain ofiarował nam zbawienie.
- Od czegóż to uratował cię Kain?
- Od zapomnienia - odparł potwór i już wiedziałem, że rozmowa skończona.
Chcąc z nim walczyć, musiałem wpuścić więcej światła do tego pomieszczenia Zacząłem rozbijać witraże, co wyraźnie go denerwowało. Z tym większą energią rozwalałem szklane obrazy, a gdy ostatni pękł z hukiem, nagle snop światła buchnął z powały i brat mój padł pokonany, a ja przejąwszy jego duszę, zdobyłem nową zdolność. Od tej pory woda nie pozbawiała mnie materialnej postaci, a wędrówkę pomiędzy światami odbywać mogłem wtedy, kiedy sam tego zapragnąłem. Wprawdzie słyszałem o nowej misji, ale pierwej postanowiłem zbadać kwestię miasta ludzi, o którym tyle słyszałem. Wyruszyłem więc tam, gdzie jak wiedziałem istnieje...
Każda era ma swoich bohaterów. Dla naszego pokolenia taką postacią byt Kane, nasz wszechmocny władca. Pod jego rządami pięć klanów połączyło się w jedność, stanowiąc absolutną władzę nad krainą Nosgoth. Żyliśmy w pokoju egzystując u boku naszego Pana, ewoluując razem z nim w miarę upływu czasu. Moje imię było głośne nie tylko w naszym klanie. Jam jest Raziel. pierworodny. Pierwszy pośród pierwszych poruczników władcy. Moje pierwszeństwo stało się zarazem moją klątwą. Upływ czasu dla naszej rasy wyznaczały zmiany, jakie kształtowały nasze ciała. Jam otrzymał dar szczególny, który poróżnił mnie z naszym panem Kanem. Szczególny proces doskonalenia, jakiemu ulegały nasze ciała wraz z upływem lat sprowadził na mnie klątwę. Kolejna mutacja sprawiła mi skrzydła. Dzięki temu miałem zaszczyt wyprzedzić w procesie ewolucji naszego Pana i władcę i ściągnąłem na moją głowę Jego gniew.
Wezwany na audiencję ukazałem mu skrzydła dane mi przez siły tajemne. Kane oglądając je wpadł w gniew, Jego pazury rozpruły cienką błonę i wyżłobiły głębokie bruzdy w moich plecach. Padając na ziemię w agonii usłyszałem pozbawiony wyrazu głos mojego pana: - Wrzućcie go do otchłani.
Posłuszni Jego woli władcy pozostałych klanów zanieśli mnie nad krawędź bezdennego wiru i wrzucili okaleczone ciało w jego paszczę. Spadałem w dół nie widząc przepastnego
dna, płonąc, konając z bólu, a w końcu nie czując niczego. Aż nagle... stanąłem pośrodku mrocznej pieczary. Niedaleko mnie połyskiwał kraniec świetlistego leja. Zanim uporządkowałem myśli, w mojej głowie rozbrzmiał donośny głos. - Znam cię Razielu.
- Co to znaczy, gdziem ja jest, czemuż śmierć nie jest moim wybawieniem? - krzyknąłem.
- Nie przeżyłeś otchłani Razielu, ja jedynie ocaliłem twój umysł - usłyszałem w swojej głowie.
- Zatem postradałem wszystko. Popadłem w zapomnienie.
- Nie twój to był wybór.
- Zniszczono mnie.
- Odrodziłeś się - rzekł głos. - Z woli Kaina zostałeś skazany na śmierć w Wirze Dusz Potępionych, ale masz szansę na zemstę za moją sprawą i uregulowanie spraw z Kainem. Zwłaszcza że Nosgoth upada, zniszczono równowagę i spokój tego świata, a wszystko za sprawą wroga twojego - Kaina. Daję ci w darze możliwość powrotu do świata, z którego cię tu strącono. Stań się moim Łowcą Dusz, Razielu. Bądź moim Aniołem Śmierci.
To nie była prośba, raczej rozkaz mojego nowego pana, a ja pełen żądzy zemsty przystałem na nią z rozkoszą. Nie byłem jednak gotowy do powrotu. Czekało mnie kilka prób, zanim dane mi będzie stanąć twarzą w twarz z władcą i katem...
Grota była pusta, zatem nie pozostało mi nic innego jak wyruszyć mrocznymi korytarzami ku powierzchni. Niedługo dotarłem do kolejnej groty, pośrodku której stal portal. Gdym z zaciekawieniem zbliżył się do niego, mój nowy Pan objaśnił mi znaczenie tej rzeczy;
- Oto wrota prowadzące poprzez zawirowania czasu, one mogą oszczędzić ci wiele fatygi - rzekł Pan, a gdy podszedłem do nich bliżej i stanąłem w świetlistym kręgu, dodał jeszcze
- Musisz odwiedzić inne wrota, zanim te staną przed tobą otworem. Wypróbowałem nowo zdobytą wiedzę. Użycie przycisku pozwalało mi na uruchomienie wrót, potem przyciski kierunkowe pozwalały wybrać właściwą lokację, a kolejne naciśnięcie kończyło próby. Wiedząc, że nie mogę na razie korzystać z tych wrót, ruszyłem dalej. Niewiele dalej natknąłem się na jaskinię, pośrodku której buchało źródło energii.
- Jesteś słaby, musisz coś zjeść - rzekł mój nowy Pan.
- Nie czuję głodu - odparłem. - Pragnienie krwi odeszło mnie.
- Zmieniłeś się Razielu, twoje wampiryczne łaknienie krwi zostało zastąpione. Teraz jesteś Pożeraczem Dusz.
Zgodnie ze wskazaniami mojego władcy
wchłonąłem krążące po sali Dusze, wzmacniając własne siły . Szedłem dalej poprzez mroczne korytarze. Teraz czekała mnie próba skakania - wzwyż i poprzez rozpadliny. Gdym dotarł na górę klifu, tajemniczy głos odezwał się w mojej głowie po raz kolejny:
- Nie na darmo odebrano ci twoje skrzydła, Razielu. Rozprostuj je używając po dwakroć przycisku . a poszybujesz nad rozpadlinami.
Jak Pan rzekł, tak zrobiłem i wykorzystując resztki skrzydeł przedostałem się na drugą stronę otchłani. Następny korytarz doprowadził mnie do podziemnej budowli. Krążyły po niej jakieś stwory.
- Czym są te pokraki? - zapytałem mojego Pana.
- To Sluagh, ścierwojady podziemnego świata. One dbają o to, by nie błąkały się tu potępione dusze.
Zeskoczyłem na dół i pokonałem oba stwory, co nie było zbyt trudnym zadaniem dla wojownika mojego stanu. Po kilku celnych ciosach moich szponów mogłem nasycić się ich Duszami. Nauczyłem się przy tej okazji, jak stawiać czoła stworom podziemi . Dalsza droga doprowadziła mnie do pustej komnaty z kręgiem kolumn pośrodku. Na jego środku pulsowało źródło energii pozwalające mi na przekształcenie złudnego świata duchów w bardziej namacalne kształty, a szczegóły owych operacji wyjawił mi mój nowy Pan. Stając w kręgu energii mogłem oblec duszę moją w ciało, tak by egzystować w materialnym świecie. Do tego celu musiałem jednak sięgnąć po przycisk , a potem użyć . O ile jednak przejście w ten wymiar dokonać się mogło w owym kręgu i przy pełnej energii życiowej, o tyle powrót w zaświaty łatwiejszym się zdawał. W każdym miejscu i o każdym czasie mogłem tego dokonać, byle energii wystarczyło. Wejście zasklepiło się, a ja wszedłem w korytarz po prawej. Dotarłem do basenu przecinającego tunel. Przygotowując się do skoku usłyszałem raz jeszcze głos Pana: - Jesteś jeszcze młody, Razielu, i posiadasz wiele słabych punktów, jak każdy wampir. Poznałeś już różnice pomiędzy światem duchów a realnym, ale pamiętaj, że każdy kontakt z wodą pozbawi cię cielesności zdobytej za pomocą magii. Wrócisz do świata duchów, a jedyną drogą powrotu będzie odnalezienie kolejnego źródła mocy. Uważaj jednak, w świecie dusz woda nie utrzyma cię. Bardziej przypomina tam powietrze niźli ciecz.
Przeskoczyłem wodę i dotarłem do końca tunelu. Tam, po otwarciu drzwi, znalazłem się w nowej budowli. W wodzie majaczył zarys kraty, a za nią ujrzałem opalizujący kształt. Nie wiedziałem jednak, jak do niego dotrzeć. Na posadzce leżały rozszarpane zwłoki wojownika, a nad nimi stały dwa potwory.
- Cóż to za stwory? - zapytałem.
- Nie poznajesz ich? Toż to dzieci twojego brata.
- Nie może to być - krzyknąłem - nasza krew w ciałach tak potwornych.
- Uważasz, Razielu, że czas zatrzymał się w miejscu, gdy opuściłeś swój czas?
Zeskoczyłem do sali. Wiedziałem, jakie są słabe punkty moich przeciwników. W końcu stanowili krew z mojej krwi. Mogłem ich nadziać na kolce wystające ze ścian. Wiedziałem, że woda jest dla nich gorsza od kwasu, a światło przynosi śmierć w płomieniach. Zatem strategia walki z potworami była prosta. Najłatwiej było ustawić się za strumieniem światła i poczekać aż bestie pozbawione rozumu usmażą się w jego jasności.
Gdym zakończył dzieło zniszczenia, pojawił się problem, jak opuścić ową salę. Wyjście znajdowało się zbyt wysoko. Alem znalazł radę. Wielka skrzynia spoczywająca pod ścianą dała się przesunąć i wskakując na nią zdołałem dosięgnąć krawędzi. Wisząca na murze pochodnia stała się pierwszą moją bronią. Chwyciwszy ją w dłoń powędrowałem korytarzem do kolejnych drzwi.
- O Bogowie, sanktuarium klanów w ruinach. Za tymi murami ukryto Filary Nosgoth... Ileż stuleci musiało minąć, by dopełniła się tak wielka zagłada? Rzeknij mi - zwróciłem się do mojego nowego pana - jak długo spoczywałem w niebycie...
- Tysiąc lat - odpowiedział głos - a może tylko chwilę. Jakie znaczenie ma upływ czasu w takim miejscu?
Nim głos ucichł, kolejny stwór rzucił się na mnie. Mając jednako pochodnię w ręce odparłem jego atak i zakończyłem walkę podpalając bestię. Wchłonąłem jej Duszę i podszedłem do murów Sanktuarium. Wrota nie dały się ruszyć nawet na cal. Podparto je od wewnątrz, by pozostały zamknięte. Musiałem znaleźć inną drogę do wnętrza.
Nagle ziemia pod moimi stopami zadrżała. Wnet też odezwał się mój mentor.
- Nawet ziemia buntuje się przeciw Kainowi. Twoja kraina została zniszczona przez setki kataklizmów podobnych do tego. Kain biorąc losy świata w swoje ręce zniszczył kruchy balans, zachowujący porządek sił natury i magii, a teraz przyszła pora, by za to zapłacił.
Mogłem odpalić pochodnię od ogniska, ale zrezygnowałem z niej na rzecz zdobionej włóczni opartej o ścianę. Dzierżąc nową broń w ręce udałem się ku Otchłani. Przed wejściem napotkałem jeszcze jedną kreaturę. W tunelu też krył się potwór, ale nie był on wielką przeszkodą dla mnie. Tuż przed wiszącym mostem znalazłem wrota osadzone w skale po mojej lewej stronie. Za nimi, na końcu długiego korytarza w pieczarze, znajdował się kolejny Portal. Ustawiłem go na pieczarę mojego Pana. Tylko to połączenie funkcjonowało. Alem nie wracał. Udałem się na most i na wyspę, z której mnie strącono.
Wkroczyłem na kruchy most. To miejsce jednak się nie zmieniło. Oto stanąłem nad wirem, który zakończył me poprzednie życie. I chociaż krajobraz Nosgoth uległ wielkim przeobrażeniom, te nagie klify wciąż zachowały swoje dawne kształty. I obudziły wspomnienia. Tu na zachodzie znajdowało się wejście do ziem mojego klanu. Ciekaw byłem, jak one wyglądają po stuleciach mojej nieobecności, jak wyglądają moi potomkowie. Tak, tego byłem bardzo ciekaw - dziedzictwa...
[center]KLANU MELCHAHIMA[/center]
Przeskoczyłem nad otchłanią i poszybowałem do mrocznego wejścia. Tunel doprowadził mnie do przedsionka, w którym wszelako nie było już bramy. Za to przywitała mnie bestia i padła łupem mego głodu. Przez odrzwia wydostałem się na dziedziniec fortecy. Gdym wszedł na plac, spadły metalowe grodzie odcinając mi drogę ucieczki. Ruszyłem ku schodom i bramie w metalu kutej, której broniły dwa potwory. Znalazłem też lepszą broń u stóp schodów. Żelazna pika w sam raz nadawała się do tej walki. Pokonałem oba stwory i brama stanęła otworem. Ach cóż za wstyd! Bogaty klan został zmieciony z powierzchni ziemi niczym zwykły śmieć... Wokół jedynie ruiny. Pragnienie zemsty zdwoiło moje siły, a i doświadczenie w walce spowodowało, iże wróg wydawał się łatwiejszy. Zrozumiałem wnet taktykę, jaką stosować musiałem podczas starć z wieloma wrogami. Stawiałem czoła pierwszemu aż utracał zdolność walki i przebijałem go moją bronią. Gdy konał, ja walczyłem z drugim samymi rękami. Gdy i jego osłupiłem, chwytałem pierwszą Duszę i odzyskiwałem moją broń. Nigdy w innej kolejności nie mogłem tego uczynić, gdyż żelazo wyjęte z rany za szybko powodowało powrót Duszy do ciała wroga mego.
Tak więc pokonawszy obu strażników otwarcie kraty spowodowałem. Przechodząc przez nią znalazłem po prawej kratę i kolejny błyszczący przedmiot, cóż to może być? Następny podwórzec doprowadził mnie do ołtarza, po bokach którego dwie pary drzwi znalazłem. Po prawej na końcu korytarza kolejny portal, któren uaktywniłem. Po lewej zaś znalazłem przejście do nowego korytarza. Pokonałem bestię stojącą na rozwidleniu i skierowałem się ku wodzie, w której niknęły schody. Nie znalazłem jednak niczego w zalanej komnacie, a do wysokich okien nie potrafiłem odskoczyć. Wróciłem przeto do korytarza i w kręgu energii przywróciłem swoje materialne kształty. Teraz w górę schodów się udałem. Za rogiem czekały mnie dwa następne wampirze pomioty, potomkowie moi, ale i nową broń znalazłem w kącie przy ścianie. Wyssałem ich Dusze i przez kratę do podnóża kamiennej wieży się dostałem. Więcej broni tu leżało, zatem szybko rozprawiłem się ze strażami i kręconymi stopniami na szczyt budowli się dostałem. Tutaj jeszcze jeden wampir sprytnie przyczajony na życie moje dybał. Gdym go pokonał, zbadałem pomieszczenie. Na ścianie dźwignię zauważyłem, która most zwodzony opuściła i nowe tereny przede mną odkryła. Schodami w dół pobiegłem i z wysoka na pusty podwórzec zeskoczyłem, tam następne schody znalazłem, a z ich szczytu krwawej jatki stałem się świadkiem. Oto człowiek moim oczom się ukazał na dwoje rozerwany przez istoty, które dzieciami Melchahima, brata mojego, być musiały. Zeskoczyłem w dół i rozprawiłem się z krwiopijcami, do których żadnych uczuć nie żywiłem. Dla nieszczęsnego wieśniaka nie było już nadziei, przeto za następną kutą bramę przeszedłem i na jeszcze jednego człeka natrafiłem, ale to był rycerz, wampirów pogromca, zbrojny w wielką kuszę, z której razić mógł przeciwnika z oddali. Ubiłem go, zanim mnie zaatakował i wspiąłem się na cmentarne wzgórze. Raz jeszcze napotkałem ghoula i na własne oczy zobaczyłem, jak znika pod ziemia, by za moimi plecami się znienacka pojawić. Nie był godnym mnie przeciwnikiem. Zabrałem znalezioną na cmentarzu laskę i wspiąłem się wyżej, tam po przesunięciu bloku skalnego pod przeciwległą ścianę udało mi się wskoczyć na półkę i przedostać do stóp mauzoleum Melchahima. Nie śmiałem nawet pomyśleć, jakim przeobrażeniom uległ mój młodszy braciszek, widząc płaskorzeźby na ścianach. Obie drogi prowadziły na górę do tego samego miejsca, gdzie dwóch kapłanów pilnowało ognia. Widząc smugę światła padającą przez witraż wmanewrowałem jednego stwora w ów palący strumień, ale drugi cwańszy był i jego zabić musiałem laską - ku pokrzepieniu ciała i duszy. Furta w ścianie zaprowadziła mnie do krętych schodów i następnego portalu. Wyjście znalazłem opodal i po otwarciu wrót wydostałem się na brzeg jeziora. W głębi majaczył kształt jakiejś budowli, zatem postanowiłem przedostać się na drugi brzeg. Przejście po dnie nie wchodziło w rachubę, zatem skakać począłem po kolumnach wystających nad wodę. Z pomocą skrzydeł udała mi się ta przeprawa. Mając broń pokonałem potwora przy bramie, a potem przedostałem się przez kryptę pełną grobowców do podziemi. Tam wróciłem do Świata Zmarłych i napotkałem nowy rodzaj potwora.
- Oto Razielu wampir, który nazbyt długo pozostał w Świecie Zmarłych - pouczył mnie głos Pana. - Stał się przeto pożeraczem Dusz podobnym tobie, zabij go szybko i nie pozwól, by Dusza wróciła do jego ciała.
Uczyniłem, jak Pan mi kazał, a potem po zniekształconych ścianach przedostałem się na górną część komnaty. Tam w kręgu powróciłem do świata materii. Zlustrowałem salę i zauważyłem, że drogę wyjścia zamyka solidna krata. By ją otworzyć, musiałem wsunąć kamienny blok w otwór w ścianie, ale jak to zrobić, gdy na drodze skalny próg się znajduje? Znalazłem jednak sposób. Dosunąłem blok do progu, pochyliłem się i ująłem kamień w dłonie . Teraz uniosłem go jak piórko i na wyższy poziom wrzuciłem, reszta była łatwa. Krata stanęła otworem i wskoczyłem na belkę stropową następnej komnaty. Z niej mogłem przeskoczyć na jedną z dwu półek ulokowanych pod powałą przy ścianach. Tak też zrobiłem. Półka zjechała pod moim ciężarem w dół, ale druga, połączona z nią liną, powędrowała w górę. Ja zaś obszedłem salę wokół i zauważyłem, że wyjście blokuje kolejna krata, ale też znałem już sposób na jej otwarcie. Tyle że musiałem zrzucie blok kamienia na dół i przedostać się przez komnatę pełną ghouli. Szczęśliwie znalazłem tam laskę, która wyrównała moje szanse. Podrzucałem kamień aż dotarłem do otworu w ścianie i umieściłem go w nim. Wróciłem do pierwszej ściany i przeniosłem się do Krainy Duchów. Jeszcze raz wspiąłem się w górę, przeskoczyłem na półkę, która powędrowała do góry, a z niej na następną belkę pod powałą, z niej zaś prosta droga wiodła do wyjścia. Zeskoczyłem wprost na krąg i powróciłem do świata materii.
Ostatnia zagadka tego kompleksu była jedynie rozwinięciem poprzednich. Trzeba było wsunąć oba kamienie w otwory, ale tak, by symbole wyryte na kamieniach ustawione były identycznie jak te w niszach. Przewracając sześcienne bloki jak kostki ustawiłem symbole i po wielkiej pochylni wydostałem się nad jezioro. Zepchnąłem blok kamienia, który widziałem na urwisku i rozejrzałem się po dolinie. Niedaleko wejścia zobaczyłem wysoką półkę skalną. Aby się do niej dostać, potrzebowałem dwóch bloków kamienia. Miałem je pod ręką. Przepchnąłem pierwszy pod półkę, potem wstawiłem na niego drugi i wskoczyłem do wykutego w skałach korytarza. Wydostałem się nad jezioro, ale w zupełnie innym miejscu. Walcząc z ghoulami przebiegłem do bramy, a potem długim wznoszącym się tunelem przedostałem się do ogromnej sali pełnej kolumn i machin. Na przeciwległym końcu od wejścia znalazłem dźwigienkę na ścianie. Gdy jej użyłem, część podłogi zjechała ze mną w dół. Piekielna machina...
Tutaj miałem przed sobą dwie drogi. Wybrałem tę na lewo. Za załomem korytarza znalazłem zabitego ghoula i laskę. Zabiłem potwora i jego pogromcę, po czym drzwiami przedostałem się do hali z wielkim mechanizmem. Na ścianie widziałem korbę i dźwignię. Najpierw użyłem tej drugiej, potem pokręciłem korbą. Wielkie koła ruszyły, ja natomiast pobiegłem z powrotem na windę i wjechałem do sali na górze. Na wprost windy pod kamiennym filarem zauważyłem inną dźwignię, pociągnąłem ją i posadzka zjechała w dół. Zeskoczyłem na nią, a gdy się zatrzymała, znalazłem w jednej z wnęk przejście na niższy poziom. Tutaj też czekało mnie rozwiązanie łamigłówki. Prostej jednak. Musiałem tak poprzesuwać płonące ognie, by poprzepalały belki podtrzymujące strop, a gdy podłoga opadła niżej, zauważyłem, że wzory na niej wyryte dziwnie pasują do tych, po których przesuwałem ognie. Zatem przesunąłem kamienne kaganki do wnęk w posadzce, co dało mi dostęp do niższej kondygnacji, a tam za bramą kryła się arena, na której stanąłem oko w oko z samym...
[center] [/center]
[center]MELCHAHIMEM[/center]
- Ukaż się potworze - rozkazałem. Okropnie odmieniony braciszek stał się potworem nawet w naszych kategoriach okrucieństwa i przemocy. Jego ciało doznawało przez wieki wielu przemian, które ukształtowały je w ohydną mieszankę ślimaczego odwłoka, z którego majaczyły ludzkie zarysy. Obrzydliwość.
- Cóż to, nie poznajesz mnie bracie? - odparł wychodząc z mroku.
- Co stało się z naszym klanem, jak daleko posunęła się degeneracja? Mów albo wycisnę słowa ze szkaradnej twojej paszczy siłą, braciszku.
- Trafiłeś do świata, który nie jest już tak piękny, jakim go pamiętasz, Razielu. Ale teraz twoja kolej na śmierć.
To mówiąc ruszył w moją stronę. Szukając schronienia, podbiegłem do jednej z krat, zauważyłem, że obok nich są w ścianach otwory, do których mogę doskoczyć. Gdy znalazłem się we wnęce, zobaczyłem w niej dźwignię, podnoszącą kraty. Ująłem ją w dłonie i czekałem cierpliwie aż bestia pełzająca ku mnie znajdzie się pod morderczymi ostrzami. Opuściłem kratę, ale Melchahim przeżył.
Zatem pobiegłem do następnej kraty i powtórzyłem całą operację, ale i to nie zmogło potwora. Jednako zauważyłem na wzniesieniu, z którego się wynurzył, korbę uruchamiającą piekielne ostrza nad areną. Gdyby tak go zwabić do tego miejsca? Udało się, stałem na arenie przez chwilę, a gdy podpełzł do mnie, szybko uciekłem do korby i zakręciłem nią. Osłabiony ranami nie zdołał już uciec. Zanim dosięgły go wirujące ostrza,
postanowiłem zadać jeszcze jedno pytanie:
- Gdzie Kain? - zakrzyknąłem.
- Mistrz jest poza twoim zasięgiem, Razielu - odparł Melchahim.
Skonał, a ja pochłonąłem jego duszę. Wraz z nią nową zdolność - będąc w świecie niematerialnym mogłem wzorem mojego brata pokonywać zamknięte kraty. Musiałem jedynie napierać na nie przez moment. Pierwszą sposobnością na wypróbowanie nowej umiejętności stało się wyjście z zamkniętej areny. Dokonałem tego i pobiegłem na górę. By wrócić do materialnego wymiaru, musiałem jednak zeskoczyć na moment na niższą kondygnację i skorzystać z kręgu. Potem raz jeszcze zeskoczyłem na dół i ponownie tunelem wydostałem się na górę. Tutaj wysunąłem ze ściany głaz i po nim wydostałem się na górę. Pobiegłem do wyjścia.
Tam doszedł mnie głos mojego Pana:
- Udaj się Razielu do Filarów Nosgoth, twoja nowa zdolność pozwoli ci na dotarcie do kręgu, ale uważaj. Pomimo iż miejsce to wygląda na opuszczone, jest zamieszkałe przez groźne bestie.
Poszedłem za światłą radą mojego mistrza, ale wprzódy postanowiłem dobrać się do owych świetlistych przedmiotów ukrytych za kratami, a przy okazji pierwszy z Glifów posiąść. Pierwszy kawałek emblematu znalazłem w jeziorze, przy którym właśnie się znajdowałem: drugi pod wodą w komnacie, gdzie pierwszy raz napotkałem zdegenerowane wampiry: trzeci obok bramy wiodącej do siedziby mojego klanu. Aby go dostać, musiałem przesunąć głaz stojący po drugiej stronie wejścia i wspiąć się na niego. Czwarty przedmiot spoczywał w bocznym wejściu do Kręgu Nosgoth. Mistrz wyjawił mi, iże pięć takich przedmiotów zebranych do kupy podniesie poziom mojej energii, a przez to i siły.
[center]GLIF MOCY[/center]
W owym jeziorze, gdziem szukał emblematu druga krata jeszcze była, a za nią jaskinia z trzema filarami i wielką głową na ścianie. Obok dwa symbole widniały wyryte w kamieniu. Gdym się im przypatrzył, zauważyłem, że wzór, jaki stanowią, można otrzymać z trzech symboli zatkniętych na filarach. Jak je jednak złożyć? Spróbowałem siły użyć. Gdym popchnął kamienne postumenty w kierunku środka sali, padały jeden po drugim aż na wizerunku mózgu pojawił się pożądany symbol. Wtedy też głowa ożyła i otrzymałem czar mocy. Gdym zebrał owe fragmenty i Glif, udałem się na spotkanie z przeznaczeniem w głąb Kręgu, jako że ostatni z nich spoczywał dokładnie w wejściu zapasowym do...
[center]FILARÓW NOSGOTH[/center]
...które znalazłem na prawo od głównej bramy. Przy pierwszym kręgu przeszedłem znów do materialnego świata, by pokonać strzegących następnych wrót strażników. Jedynym sposobem ich pokonania było zrzucenie ich do wody z pomostu, na którym walczyliśmy. Gdy pochłonąłem Duszę drugiego z nich, brama stanęła otworem. Znów wróciłem do niematerialnej postaci i przenikając przez kraty dotarłem na drugi kraniec kręgu, gdzie znalazłem wrota do filarów. Tam przybrałem cielesną postać i odważnie szarpnąłem uchwyty wielkich wrót.
- Raziel!
Kain nie zmienił się ani na jotę przez ten tysiąc lat.
- Nieciekawie wyglądasz - powiedział.
- Sam mnie stworzyłeś, zatem krytykujesz swoje dzieło. Cóżeś uczynił z moim klanem? Nie miałeś do tego prawa.
- Spójrz, co zostało z naszego imperium. Wszystkie klany rozpełzły się po norach. Jesteś świadkiem końca tej ery i odejdziesz razem z nią...
- Prędzej ty - odparłem.
Wyzwał mnie do nierównej walki, ale postanowiłem stawić mu czoła, chociaż Soul Reaver, osławiony miecz pożerający dusze przeciwników, w walce był orężem straszliwym. Zwłaszcza w rękach tak wytrawnego mistrza. Jednako Kain potrzebował chwili na naładowanie miecza, co dało mi okazję, by go zranić moimi pazurami. Gdybym zaś padł trafiony energią Soul Reavera, nie mogłem zginąć. Jedynie w zaświaty się przenosiłem, skąd po nabraniu energii z powrotem do walki stawałem. Po trzykroć trafiałem mojego dawnego mistrza, zanim wpadł w furię i przewrócił mnie na ziemię. Uniósł ostrze do decydującego uderzenia, ale miast mnie, to miecz rozpadł się w proch. O dziwo. Kain nie przejął się tym zbytnio, w jego oczach nawet zauważyłem błysk akceptacji.
- Ostrze zostało pokonane, tak stać się musiało, jesteśmy o krok bliżej od naszego przeznaczenia...
Soul Reaver nie zniknął jednak, jego spektralny obraz widniał przede mną. Gdy próbowałem ująć go w dłonie, przywarł do nich jak przyklejony. Nie mogłem się go pozbyć. Głos Pana mego wyjaśnił mi, iż stałem się Panem jego potęgi, która obecna będzie przy mnie cały czas w wymiarze zaświatów, w świecie zaś realnym używać jej mogę, dopóki nie zrani mnie inna istota. Ledwiem pochłonął tę dawkę wiedzy, a nowa postać pojawiła się w kręgu. Oto sama Ariel, strażniczka ukazała mi swoje oblicze. Od niej dowiedziałem się o celu mojej podróży. O budowli znanej jako
[center]KATEDRA MILCZENIA[/center]
Droga do niej wiodła przez zamknięte wrota opodal miejsca, gdzie pierwszy raz użyłem kręgu przenoszącego mnie do realnego wymiaru.
- Przybywaj do mnie ilekroć zajdzie potrzeba
- rzekła na pożegnanie.
Ariel pamięta to, co dawno pogrzebały mroki zapomnienia. W kręgu pojawiły się też migoczące punkty, miejsca gdzie mogłem odnawiać czary i energię. Wyruszyłem zatem w drogę, ku nowemu przeznaczeniu - ku ziemiom klanu Zephona. Przebyłem bramę w niematerialnym świecie i rozejrzałem się po okolicy, na prawo od wejścia znalazłem grotę, na końcu której dwóch łowców pilnowało przejścia do portalu. Uaktywniłem go i wróciłem na dół. Wielkie odrzwia zamknięte były na głucho, ale jeden cios Soul Reavera sprawił, iż stanęły otworem, za nimi jednak znajdowała się krata. Musiałem zmienić się w ducha, by przez nią przeniknąć, potem znów czekała mnie przemiana i walka z nowym gatunkiem potworów, ni to ludzi, ni pająków. Były szybsze i inteligentniejsze od poprzednio napotkanych gatunków. Walka z nimi najskuteczniejsza była, gdy zadawałem pojedyncze, dobrze mierzone ciosy. Po zwycięstwie zbiegiem na dół i otworzyłem wrota. Stanąłem na wielkim placu pełnym budynków. Musiałem przedostać się na szczyty murów, ale jak to zrobić? Ujrzałem przy murze po prawej konstrukcję z kamienia, po której mogłem się wspiąć, tak też uczyniłem. Z dachu przeskoczyłem do otworu w murze, przebiegłem krótki korytarz i wskoczyłem na kolejny dach widoczny przede mną. Teraz zwróciłem się w prawo i skoczyłem na występ na najwyższej wieży. Wspiąłem się potem na jej dach i lekko przeskoczyłem na szczyt murów. Pokonałem jeszcze jednego potwora, oddającego się z lubością oplataniu pajęczyną jakiegoś nieszczęśnika. Po czym po skalnych występach wspiąłem się do wrót Katedry. Ta stara budowla, skonstruowana przed wiekami przez ludzi, miała być ich bronią w walce z plagą wampirów i dowodem na potęgę cywilizacji. Ale podobnie jak jej panowie, jest dzisiaj zapomnianym miejscem, a ci, przeciw którym ją wzniesiono władają mrocznymi komnatami. Szukając drogi dostępu do wielkiego gmachu przeniosłem się do Świata Zmarłych i po zniekształconych rurach dotarłem do umieszczonych wysoko platform. Z nich dostałem się na półkę okalającą fortecę. Minąłem pierwsze drzwi i byłem już niemal u końca. Po drodze opuściłem dźwignią drewnianą konstrukcję. Wkroczyłem w następne drzwi. Na końcu zstępującego korytarza, za kratą, widniało pomieszczenie, w którym musiałem zmierzyć się z wampirzym pomiotem i zagadkami. Te drugie nie były jednak zbyt trudne. Należało tak poprzewracać kamienne bloki, by pasowały do przedstawionych na ścianach malowideł. Gdy zakończyłem pracę, szybko przeniosłem się za pierwsze drzwi, gdzie wspiąłem się na blok skalny i użyłem drugiego przycisku. Teraz pozostało mi wrócić na półkę i wskoczyć na obie platformy, tak by przywarły do podłoża. To stworzyło silny ciąg powietrza, który uniósł mnie wysoko w górę (trzymałem cały czas ).
Wylądowałem na wąskiej półce. Podciągnąłem się na wyższy poziom i przebiegłem do pomieszczenia za rurami. Po obu stronach miałem szklane ściany, ale gdy podszedłem do dzwonu stojącego w ciemnym tunelu i uderzyłem w niego, jedna z nich rozprysła się w miliony odłamków. Tak... Wszedłem przez drzwi w drugiej ścianie i trafiłem na spiralny korytarz. Za pierwszymi drzwiami znalazłem nowych, ludzkich przeciwników i łamigłówkę do rozwiązania. Musiałem tak poustawiać sześciany z otworami, by pasowały do otworów we wnękach i utworzyły z nimi obiegi zamknięte. Oczywiście wampiry przeszkadzały mi jak tylko się dało, zatem starałem się wykonywać moje zadanie w miarę szybko, by unikać niepotrzebnych starć. Znów musiałem obracać sześciany jak kostki, by dopasować je do otworów. Wróciłem potem na korytarz zmieniając swoją formę i udałem się za drugie drzwi, gdzie czekało mnie bardzo podobne zadanie. Gdy i ono zakończyło się sukcesem, wróciłem na korytarz i uderzyłem w drugi dzwon. Potem pokręciłem korbą, co na moment otworzyło drzwi w tunelu przy pierwszym dzwonie. Ale był to zbyt krótki odcinek czasu, by tam dobiec. Od czego jednak świat niematerialny? Po zakręceniu korbą szybko przeszedłem w zaświaty i spokojnie przemaszerowałem przez unieruchomione drzwi. Na ścianie obok znalazłem przycisk, który je blokował.
Przed sobą miałem dwie drogi, najpierw wybrałem tę na lewo. Wyszedłem drzwiami w szklanej ścianie i przeskoczyłem do podobnych po drugiej stronie korytarza. W chwilę później, po walce z ludźmi, dotarłem do komnaty stylizowanej na egipski grobowiec, w dziwnej konstrukcji spoczywał piąty element mojej układanki. Przeniknąłem przez kraty, pożywiłem się Sluaghami i przystąpiłem do rozwiązywania kolejnej zagadki. W ścianach widziałem miejsce dla ośmiu kamieni, ale miałem ich tylko cztery. Co począć? Postanowiłem wkładać je po kolei i zobaczyć, co się stanie. Przypasowywałem je tak, by uzupełniały płaskorzeźby widoczne na ścianach. Gdy włożyłem pierwszą czwórkę, z powały odpadły następne cztery bloki kamienia i dokończyłem dzieła. Tak oto stałem się silniejszy. Konstrukcja za kratą otworzyła się bowiem i ująłem w dłonie ostatni element układanki.
Teraz przyszła pora na drugi korytarz. Ten okazał się pionowym szybem. Musiałem piąć się po rurach, ale wpadłem na sposób, by ominąć uciążliwe pajęczaki. Przeniosłem się do świata eterycznego i spokojnie dotarłem na górę. Tam, w miejscu gdzie korytarz się rozdwajał, poszedłem na lewo i przedostałem się do sali za kratą. Znów miałem przed sobą dwie drogi, po lewej znalazłem pomieszczenie z trzema klapami. Otworzyłem dwie bliższe ekranu, po prawej w takim samym pomieszczeniu otworzyłem dwie dalsze. Wszystkie manipulatory przy szybie miałem odblokowane. Wróciłem na korytarz i cofnąłem się na rozstaj, gdzie mogłem przemienić swoją postać w materialną. Raz jeszcze zawróciłem i przełożyłem wszystkie manipulatory. Uruchomiłem trzeci szyb wentylacyjny. Pęd powietrza uniósł mnie w górę. Spadłem na fragmenty rur pod ścianą. Zauważyłem, że środkowe elementy, stojące
pionowo pasują do przerw. Dlatego poprzewracałem je tak, by stanowiły całość. Potem przeskoczyłem do korytarza. Pokonałem przeciwników i przełożyłem dwa manipulatory, dzięki czemu filary odsłoniły mi dalszą drogę. Teraz mogłem, korzystając z przeniesienia do wymiaru duchowego, wspiąć się spokojnie na platformy i przedostać na wyższą kondygnację. Po przeniknięciu za kratę zeskoczyłem na dno sali z olbrzymimi organami, po przekręceniu włącznika udało mi się uruchomić pierwszą dyszę w kolejnym szybie. Skacząc po piszczałkach dostałem się do następnej części wieży, tutaj czekało mnie odrobinę trudniejsze zadanie. Walcząc z pająkami musiałem przeciągnąć blok pod pokrętło. Gdy tego dokonałem, uruchomiłem drugą rurę. Po odłamkach skały leżących w miejscu, gdzie stał blok, którego używałem wydostałem się do wyższego pomieszczenia.
Tutaj znów czekało mnie ustawianie rur i walka z wampirami. Wspiąłem się na rurę i zeskoczyłem z niej na odcinek za przerwą. Potem przewróciłem brakujący odcinek i udałem się w górę do trzeciego pokrętła. Teraz mogłem wracać na dół do trzeciego szybu. Cofnąłem się zatem na sam dół wieży i ponownie po platformach dostałem na rurę buchającą parą. Ta wyniosła mnie na najwyższe piętro, do gniazda przepoczwarzonego Zephona. W prawej odnodze korytarza znalazłem portal, który natychmiast uruchomiłem.
Potem udałem się na spotkanie z ojcem wampirem. Było gorzej niż myślałem. O ile Melchiah był potworem, o tyle Zephon stał się stokroć bardziej przerażający. Przyjął formę okropnego owada, nie było w nim nic, co ludzkie, a zresztą dlaczego miało by być...
Stanąłem do walki i wygrałem ją, choć nie była łatwa. Wpierwej musiałem pozbawić go odnóży, które wyrastały ze sklepienia. Uderzając w nie Soul Reaverem i pazurami zniszczyłem chitynowe pancerze. Potem przyszedł czas na samą bestię. Zauważyłem iż zraniona do bólu ciosami w odwłok znosi jaja. Porywałem zatem owe pomioty i rzucałem w nią, by ranił ją kwas wypełniający skorupy, ale nie było to zbyt bolesne dla potwora. Wtedy wpadłem na lepszy pomysł, przy drzwiach spoczywał jeden z łowców wampirów, uzbrojony w miotacz płomieni. Paliwa w nim trochę zostało i ogień wesoło buchał z palnika. Przypalałem w nim jaja i płonące rzucałem na potwora. Trzy trafienia i padł, a ja zdobyłem kolejną Duszę i posiadłem jej zdolności. Teraz mogłem wspinać się po niektórych ścianach w realnym świecie. A to oznaczało, iż posiądę kolejne wzmocnienia. Dalsze części emblematu siły znajdowały się w następujących miejscach. Pierwszy przy ruinach, gdzie poznałem jak przenikać ze Świata Zmarłych do realnego wymiaru. Drugi na jeziorze przy trzecim portalu, tam gdzie droga wiodła do Melchiaha. Z kolumny pośrodku wody skoczyć musiałem na skałę po lewej.
[center]CZAR GROMU[/center]
Nurkując w jeziorze, przy bramie prowadzącej do Melchiaha, znalazłem drugą odnogę zakończoną ślepo, ale po wyjściu z wody znalazłem ścianę, po której mogłem się wspiąć na klif. Tam tunelem w skałach przedostałem się do kanionu i ujrzałem niezwykły zaiste widok. Na skalnej ścianie wzniesiono ogromną warownię w kształcie ludzkiej czaszki. Pamiętałem z opowieści Kaina, że
konstrukcja owa nosiła ongiś miano Schronienia Nupraptora. Przez oczodół czaszki przedostałem się do korytarzy, w których roiło się od pomniejszych wampirów. Gdym dotarł na wewnętrzny dziedziniec znalazłem się w kropce, nie za bardzo znałem dalszą drogę, alem wpadłem na pomysł, by porzucić cielesną powłokę i przyjrzeć się warowni z pozycji zaświatów. Wtedy też dojrzałem drogę ku górze, po wykręconych dźwigarach. Gdym dotarł do magicznego kręgu, znów w ciało się przyoblekłem i normalnym sposobem dalej się wspinać zacząłem. Gdym dotarł do szczytu filara, przeskoczyłem na grań widoczną przy skale, tam za rogiem znalazłem wyższą półkę i przejście na zewnątrz skalnego sioła. Stojąc na krawędzi rozwalonego czerepu dostrzegłem na skałach ogień i miejsce, gdziem mógł wylądować. Tam też poleciałem i po skalnych półkach przed ołtarz z wielkim posągiem się dostałem.
Aby zdobyć czar, musiałem ułożyć kamienie na miejscu w ścianach. Nie było to trudne zajęcie, jedynie pracochłonne. Dwa kamienie musiałem zdjąć z półek. Jeden zaś nie miał na sobie żadnego wzoru. Gdy wszystkie znalazły się na miejscach, otrzymałem upragniony czar. Wyszedłem na skalną grań i rozejrzałem się po okolicy. Zobaczyłem budowle na skałach naprzeciw, zatem poleciałem tam, uprzednio strzałami usunąwszy z drogi kamień z wyrzeźbioną tarczą, co dało mi potem dostęp do wyższych kondygnacji. Tam leżał fragment emblematu. Nieco niżej znalazłem drzwi do portalu, z których skwapliwie skorzystałem. Następne zadanie zawiodło mnie do...
[center] [/center]
[center]GROBOWCA SERAPHINÓW[/center]
...antycznych wojowników, którzy kroczyli po tych ziemiach jeszcze przed Kainem, a służyli sprawie Vordoru. Teraz kataklizm otworzył zamknięte przez stulecia ściany i ja, Raziel, będę mógł posiąść niezgłębione tajemnice, jakie kryją czeluści tej budowli. Aby dostać się do tego miejsca, musiałem wrócić do kręgu filarów i wspiąć się po jednej z kolumn na obrzeże kopuły. Tam znalazłem korytarz, którym wydostałem się na drugą stronę budowli. Zeskoczyłem na ziemię i mieczem wyrąbałem sobie drogę do grobowca, poprzez mroczny kanion pełen wrogów. Zanim zanurzyłem się w jego czeluście, postanowiłem poszukać ukrytego gdzieś przy wejściu portalu. Znalazłem go po chwili wspinając się na skały. Zabezpieczywszy się w ten sposób przeszedłem do Świata Zmarłych, by pokonać kraty na drodze do krypty. Zaraz po wejściu znów wróciłem do realnej postaci. Znalazłem też broń, która wcale udatnie mi się przydała. Dotarłem po chwili do krypty. Gdy wysunąłem kamień ze ściany, oczom moim ukazała się komnata grobowa, a w niej równo pod ścianami groby wielkich wojowników... Zaraz, imiona tu wyryte należą do moich braci. O zgrozo, i mój grób tu się znajduje... Cóż to może znaczyć?
- Tak Razielu - rzekł mój Pan. - Odkryłeś prawdę. Byłeś Serafinem. Kain podniósł was z grobów i wskrzesił, by stworzyć nową rasę swoich przybranych synów. Wampiry.
Zdruzgotany wracałem do filarów. Cały mój świat legł w ruinach. Pan mój dał mi wskazówki, gdzie mam się udać, alem wcale nie miał na to ochoty. Na północ od grobowca, w opactwie swojego imienia, brat mój Rahab oczekiwał posłańca z zaświatów. Cóż mam uczynić, jak nie wypełniać wolę mojego Mistrza?
Jak tam się dostać? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, ale spróbowałem przenieść się do zaświatów w komnacie grobowej i nagle poczułem, jak osuwam się w otchłań.
Spadłem do korytarza zakończonego kratą. Za nią znajdował się dziedziniec. W jednej z wnęk znalazłem krąg i wróciłem do materialnej postaci. Wtedy też zobaczyłem nową istotę, którą kiedyś nazwano by pewnie diabłem.
- Heretyk - zakrzyknął na mój widok. - Nie przejdziesz tędy!
- Kimże jesteś, psie łańcuchowy, by grozić mnie Razielowi? - zapytałem. - Sam Kain już raz mnie zabił, ciebie pokrako się nie boję.
- Twoje obelgi nic nie pomogą, przybyszu - odparł nie speszony demon. - Zginiesz jak wszyscy...
Ale nie zginąłem. Dopadłem potwora, zanim wyssał ze mnie życie, powaliłem go kilkoma ciosami i cisnąłem do fosy. Jako nagrodę otrzymałem nową broń. Teraz Soul Reaver mógł razić przeciwników z dystansu wystrzeliwując w nich energetyczne pociski. Postanowiłem też od razu wypróbować moje nowe zdolności.
[center]CZAR DŹWIĘKU[/center]
Raz jeszcze w progi Katedry wstąpiłem, gdym pokonał rogatego stwora i odebrał mu zdolność uderzania mocą. Tym razem dotarłem jeno do pierwszego szybu i zeskoczyłem na jego dno. Ruszyłem korytarzem, któren zwykle mnie do placyku z powrotem doprowadzał, ale tym razem, gdym dojrzał w górze na skale szklaną ścianę, używając nowej zdolności wnet ją rozbiłem. Po ścianie się wspiąwszy do innego korytarza przeszedłem. Tutaj, by kraty przeniknąć, musiałem do niematerialnego świata na chwilę powrócić i przed końcem sali znów w ciało się przyoblec. Ująłem w dłonie złoty młot wiszący na ścianie i poszukałem drogi dostępu na filary. Znalazłem taką na ścianie przy kracie. Wspiąłem się na górę, alem musiał w zaświaty przejść, by na filary przeskoczyć. Zatern cisnąłem młotem na drugą stronę sali, tam gdzie witraż przedtem widziałem. Rozbiłem nim szkło, a sam młot bezpiecznie we wnęce wylądował. Teraz i ja na filary skoczyłem i na drugą stronę się przedostałem. Znów w cielesnej postaci młot ująłem i w wielki dzwon stojący na ołtarzu uderzyłem. Tak oto dopełniło się przeznaczenie i kolejny Glif otrzymałem. Powróciłem na arenę niedawnej z Morlokiem walki i rozejrzałem się za celem dla mojej nowej umiejętności. Tarcza na murze wydawała się najodpowiedniejszym miejscem do takiego ćwiczenia. Gdy strzeliłem w nią, cofnęła się w głąb muru, a po drugim trafieniu otworzyła mi przejście. Skoczyłem tam bez namysłu, oto droga do...
[center]ZATOPIONEGO OPACTWA[/center]
Zeskoczyłem do małej komnaty, z której mogłem jedynie wejść do zatopionego tunelu, co też zaraz uczyniłem. Przez zalaną salę wydostałem się do innego korytarza, gdzie natknąłem się na krąg energii i przeniosłem się do świata materialnego. Melchahimie pomioty nie bardzo mi przeszkadzały w postępach, słabe były i Soul Reaver wielką miał ucztę. Przeskoczyłem przez wodę na drugą stronę komnaty i wspiąłem się po murze do małej wnęki. Z niej, skacząc po filarach, przedostałem się do drzwi ukrytych wysoko na przeciwległej ścianie. Jedynie z ostatniego filara metalową skrzynię strącić musiałem. Ale moja nowa zdolność znakomicie się do tego przydała. Dwa strzały i miałem wolną drogę. Za drzwiami korytarz się rozdwajał. Idąc na wprost trafiłem na witraż, udało się go rozbić, gdym strzelił w sam jego środek. Znalazłem tam salę. w której odbudować mogłem moc moich czarów, podobny krąg do tego, któren Ariel dla mnie wyczarowała przy Filarach Nosgoth. Idąc drugą odnogą dostałem się w świat niematerialny, pokonałem
kratę i do kruchty jakowejś przeniknąłem. Za następną kratą kamień rzeźbami zdobiony moją uwagę zwrócił. Dwoma strzałami przesunąłem go pod ścianę, potem raz jeszcze zmieniając się w zjawę kolejną kratę pokonałem. Z kamienia wskoczyłem na wyższy poziom sali. Korytarzami dotarłem do miejsca, gdzie znowóż droga się rozdwajała. Nie przechodziłem przez kratę, gdyż wiedziałem, że to droga powrotu, gdybym idąc w drugą stronę i skacząc na opuszczoną galerę do wody trafił. Droga na drugi brzeg tylko wtedy była możliwa, gdy skakało się w świecie duchów. Wtedy to okręt tak blisko skał się znajdował, że z łatwością można było wciągnąć się na półkę. Za następnymi drzwiami znalazłem Portal po prawej i drogę do Opactwa Rahaba po lewej stronie. Wrota otwierały się po celnym trafieniu energią. Stanąłem przeto przed panoramą Zatopionego Opactwa, stanowiącego kryjówkę mojego brata Rahaba. Ruiny te pochłonięte przez wody wynurzały się co czas jakiś martwe i puste, jak przestroga śmierci. Rozejrzałem się szukając drogi dostępu. Najrozsądniejsze wydały mi się skoki po filarach w świecie materialnym. Tak dotarłem do murów po prawej, a potem przeskoczyłem na następny mur i z niego na pomost przy drzwiach, gdzie czekał na mnie wężowaty stwór. Powaliłem go i wszedłem do korytarza. Pilnowało go kilku pobratymców gada, więc zdecydowałem, iż lepiej będzie przenieść się w zaświaty. Tak też uczyniłem i dotarłem do komnaty z dziwnym filarem. Po chwili zrozumiałem, iże to machina do wypuszczenia wody. Ale gdzie znajdę dźwignię, co ją włącza? Sprawdziłem wnękę naprzeciw wejścia. Przenikając przez kraty dotarłem do wielkiej nawy wpoły wodą zalanej. Wróciłem do materialnej postaci i skacząc po rozbitych kolumnach na drugą stronę się przedostałem. Spadając do wody mogłem łatwo wyjść po kolumnie w rogu i ponownie skoków spróbować. Tam po pokonaniu strażnika w następne korytarze zanurkowałem przez kratę przeniknąwszy. I tak do nawy głównej się przedostałem. Błądząc pod wodą zauważyłem po prawej stronie wrót krąg energii na jednej z przypór nad poziomem wody. Wskoczyłem nań i do świata materialnego się przeniosłem. Teraz wspinaczka po ścianie mnie czekała, a potem skoki po belkach pod powałą, alem tego dokonał i do ukrytego wyjścia po drugiej stronie nawy dotarłem. W krętym korytarzu dwa wężopodobne stwory pokonałem i rozbiłem witraż strzałem. Teraz kolejna seria skoków na maszkarony przy dachu przytwierdzone mnie czekała.
Do pierwszego musiałem podlecieć, na następne jedynie ostrożnie skakać. Gdybym spadł, wszystko od nowa zaczynać bym musiał. Ostatni skok na wieżę pośrodku wody najbardziej z nich ostrożny być musiał, gdyż lądowanie w wodzie na sam początek tej przygody przywieść mnie musiał. Z wieży na dzwonnicę przeskoczyłem i zanim na dół po schodach się udałem, za łańcuch pociągnąłem. Jak się okazało, sygnał to był do otwarcia wrót na dole. Tak trafiłem do Mauzoleum Rahaba. Po kolumnach wydostałem się nad wodę i wróciłem do cielesnej postaci. Przyglądając się witrażom nie zauważyłem jak z wody wychynął gadzi kształt.
- Raziel - z paszczy potwora wydobył się dźwięk wyrażający zdziwienie.
- Rahab - odparłem nie mniej zdziwiony. -Jak widzę doskonale dostosowałeś się do swojego środowiska.
- Jak widzisz, braciszku.
- Czy wiesz, kim byłeś - zapytałem w nadziei, że nowina ta może zapobiec walce -zanim Kain cię odmienił?
- Człowiekiem - odparł.
- Więcej niż człowiekiem. Byłeś Seraphinem. - I cóż z tego, Kain ofiarował nam zbawienie.
- Od czegóż to uratował cię Kain?
- Od zapomnienia - odparł potwór i już wiedziałem, że rozmowa skończona.
Chcąc z nim walczyć, musiałem wpuścić więcej światła do tego pomieszczenia Zacząłem rozbijać witraże, co wyraźnie go denerwowało. Z tym większą energią rozwalałem szklane obrazy, a gdy ostatni pękł z hukiem, nagle snop światła buchnął z powały i brat mój padł pokonany, a ja przejąwszy jego duszę, zdobyłem nową zdolność. Od tej pory woda nie pozbawiała mnie materialnej postaci, a wędrówkę pomiędzy światami odbywać mogłem wtedy, kiedy sam tego zapragnąłem. Wprawdzie słyszałem o nowej misji, ale pierwej postanowiłem zbadać kwestię miasta ludzi, o którym tyle słyszałem. Wyruszyłem więc tam, gdzie jak wiedziałem istnieje...