Skup plastiku, sklep sportowy Hantle żeliwne 2x20kg obciążenia żeliwne, sprowadzenie zwłok z zagranicy, praca w policji testy do policji testy policja, Forum policyjne Zobacz jak zostać policjantem i jakie wymagania należy spełnić, agencja modelek, Sklep "GO TO THE SHOP" Super! zniżki, Historia Aukcji USA Copart IAA, Pożyczki pod zastaw nieruchomości, Copart IAA Api

C: The Contra Adveture

Moderator: Moderatorzy

lukasz050792
-#
Posty: 14
Rejestracja: sob 29 paź, 2011 22:33

C: The Contra Adveture

Post autor: lukasz050792 »

Zapraszam do czytania mojej recenzji gry C: The Contra Adventure, którą jakiś czas temu opublikowałem na łamach serwisu Gamedium: KLIK
Miłego czytania :). Może ktoś oceni jak wyszedł tekst? :).

Awatar użytkownika
Pierce
-#
Posty: 655
Rejestracja: wt 11 lis, 2008 09:04
Lokalizacja: białystok

Post autor: Pierce »

link nieaktywny, jeśli istnieje taka możliwość wrzuć treść tutaj na forum

byłoby szkoda, gdyby tekst został zatracony
Obrazek

Awatar użytkownika
ExGamer
-#
Posty: 1865
Rejestracja: ndz 04 lip, 2010 18:53
Lokalizacja: Skrzypne/Kraków
Kontakt:

Post autor: ExGamer »

Pierce, co cię natchnęło, żeby wrócić na ŚPSX. Czytałem tę recenzję i z tego co pamiętam była krótka. :) (ale to było dosyć dawno) BTW na PW wyslałem ci adres stronki. Zainteresuj się, może ci się spodoba.
hasło do moich uploadów: 1234

lukasz050792
-#
Posty: 14
Rejestracja: sob 29 paź, 2011 22:33

Post autor: lukasz050792 »

Wcale nie była krótka. Tamta strona padła niestety, za jakiś czas wrzucę gdzieś indziej może. Na razie jej treść wrzucam tutaj, screenów nie chce mi się doklejać teraz.


Contra, którą opisywałem jakiś czas temu to w mojej ocenie najlepsza tego typu strzelanka. Zdobyła wielką popularnośc zarówno na automatach jak i na Nesie. Nieco gorzej było na innych platformach, choć nadal nieźle gra się trzymała. Wkrótce potem Konami wypuściło kolejne gry z serii, które raz był lepsze, raz gorsze. Swoją przygodę z serią zakończyłem na piątej części, a konkretnie spin-offie Contra Force. Ostatnio jednak postanowiłem nadrobić zaległości i tak mój wybór padł na zalegającą od dawna na półce grze C: The Contra Adventure na pierwszą konsolę PlayStation.
I w sumie nie wiem jak mam zacząć tą recenzję, bo gra mnie całkowicie odmóżdżyła, przez co kilka minut po ukończeniu kampanii patrzyłem tępo przed siebie nie zdolny do wykonania jakiejkolwiek czynności... To co zobaczyłem podczas rozgrywki przerosło moje oczekiwania, bo spodziewałem się poziomu niższego od klasycznej Contry, ale nie pomyślałbym nawet, że tak dobrą markę można w tak brutalny sposób zepsuć. I choć początek gry zapowiadał, że będzie przynajmniej dobrze, to później wszystko się schrzaniło i po wymęczniu ostatniego bossa zostałem niezwykle bardzo zniesmaczony, a gra wykończyła mnie psychicznie. Zacznijmy jednak po kolei...
Fabuła kontynuuje wydarzenia z gry Contra: Legacy of War (poprzedniej produkcji z serii wydanej na PSX). Na ziemię spada meteoryt, a wraz z nim obca forma życia, która osiedla się w starej świątyni Majów, gdzieś w Ameryce Południowej. Do zbadania sprawy zostaje wysłana Tasha, członek grupy Contra Force, z którą jednak kontakt się nagle urywa. Do akcji wkracza więc Ray Poward, emerytowany w Legacy of War komandos, który zostaje przywrócony do służby, aby znaleźć zaginioną Tashę oraz wyeliminować obcych.
Seria Contra nigdy nie mogła się pochwalić jakąś super fabułą, więc nie przyczepię się do denności tej opowiastki. Warto natomiast wspomnieć, że wszystkiego dowiadujemy się z krótkiego, choć w miarę dobrze wykonanego, renderowanego intro. Owe intro nie jest długie, jakoś specjalnie klimatyczne i nie zachęca do gry, przez co gracz zamiast poczuć się jak dzielny komandos, który musi ocalić świat i mocniej ścisnąć pad w rękach po prostu zapomina o nim w czasie krótszym niż samo jego trwanie. Mimo wszystko wykonano je poprawnie, podobnie jak późniejsze wstawki co kilka poziomów, których jest w sumie z dwie lub trzy. Ponadto co każdy poziom na ekranie wczytywania dostajemy odprawę, z której dowiadujemy się o naszym celu, sytuacji w jakiej się znajdujemy, itp., ale i tak nie ma to najmniejszego znaczenia dla rozgrywki, która polega tak naprawdę na ciągłym parciu przed siebie i eliminowaniu kolejnych setek wrogów na drodze. Z pudełka dowiadujemy się jednak, m.in. takich informacji jak połączenie klasycznej akcji Contry z prostymi elementami gry logicznej. Tak, to nie żart. Twórcy The Contra Adventure chcieli zabłysnąć i nakazać ruszyć nieco głową zamiast tylko bezmyślnie strzelać, ale czy to nie właśnie całe bezmyślne strzelanie było najmocniejszą stroną Contry? Na całe szczęście szybko okazuje się, że owe "elementy logiczne" polegają na strzeleniu w jakieś dwa przełączniki, aby uruchomić bramę czy zniszczenie generatora prądu, choć i to uważam za zbędny i nikomu nie potrzebny dodatek nie pasujący do tego co ferowały pozostałe części.
Przejdźmy jednak do samej rozgrywki. Po krótkim intro i nudnej odprawie przechodzimy do gry. Pojawia się poziom, który wskazuje na coś co przypomina choć trochę klasyczną Contrę: poruszamy się w prawo, strzelamy, skaczemy, omijamy wrogów, zbieramy nową broń, walczymy z bossem i... Pojawia się pierwszy strzał w pysk od twórców tej produkcji. Otóż kamera w drugim poziomie zmienia się na widok zza pleców i pozostaje tak przez niemal całą dalszą rozgrywkę! Po pierwsze wygląda to koszmarnie, a po drugie nie pasuje całkowicie do serii, bo choć w pierwszej części też były poziomy z widokiem zza pleców to akcja była taka sama i nie przeszkadzało to w ogóle, a wręcz przeciwnie stanowiło dobry przerywnik pomiędzy klasycznymi poziomami. Tu natomiast poczuć się można jak w zupełnie innej grze, całości towarzyszy okropne sterowanie oraz totalny chaos. W Contrze zawsze pierwszy plan stanowiła szybka i dynamiczna akcja i udało się to jako-tako osiągnąć w poziomie z widokiem od boku, ale przy kamerze TPP coś poszło nie tak. Gracz atakowany jest ze wszystkich stron: od boków, z tyłu, z przodu, z góry i z dołu. Latające pociski, eksplozje i całkowita zadyma sprawia, że The Contra Adventure jest praktycznie nie grywalne, tym bardziej, że obracanie się dookoła własnej osi jest bardzo powolne. Na szczęscie zastosowano automatyczne celowanie, dzięki któremu nie trzeba jeszcze manewrować patrzeniem w górę i w dół (choć taka możliwość istnieje i czasem trzeba jej użyć). Występuje też możliwość strafe'owania poprzez przytrzymanie R1 wraz z kierunkami bocznymi. Teraz kilka plusów odnośnie samej rozgrywki. Gracz przestał być podatny na każdy kontakt z wrogiem - pojawił się pasek zdrowia, który zmniejsza się przy otrzymywaniu obrażeń. Jeżeli spadnie on do zera gracz traci jedno cenne życie. Dodatkowo nosić można aż 4 bronie jednocześnie i w dowolnej chwili przełączać się między nimi. Niestety twórcy i to skopali... Nie ważne jest, że poziom skończysz z pełnym arsenałem, bo kolejny zaczniesz zawsze tylko z podstawową bronią. Widocznie nasz komandos czuje się tak niepokonany, że porzuca całą broń przed wyjściem do nowej lokacji... Można jednak korzystać też ze specjalnych bomb niszczących (lub mocno osłabiających) wszystko w okolicy. Takie bomby pojawiły się już w Contra III: The Alien Wars, więc żadna z tego nowość, ale dobrze, że zostało to zachowane, bo gdyby nie owe bomby to w pewnych momentach trudno byłoby zapanować nad tym co dzieje się na ekranie.
Samych poziomów jest łącznie dziesięć, co wystarcza na jakieś 8-10 godzin rozgrywki, czyli znacznie więcej niż w poprzednich częściach. Tylko czy jest to plusem? Niestety nie, bo lokacje po jakich się poruszamy są skonstruowane tragicznie. Nudne, brzydkie i nieprzemyślane. Często pojawiają się proste pomieszczenia czy korytarze o kształtach prostokątów, elementy gier platformowych polegające na skakaniu po zawieszonych nad przepaścią dyskach, a w niektórych momentach należy skakać na betonowych blokach nad basenami pełnymi lawy... Całość potrafi naprawdę irytować. Do tego wszystkiego dochodzi przeskakująca nagle kamera, która (jak wspomniałem wcześniej) zazwyczaj pokazuje protagonistę zza jego pleców, ale zdarza się, że nagle zmienia swoje położenie i obserwuje się akcję z lotu ptaka, a to nagle od boku, by po jakimś czasie zacząć pokazywać wszystko gdzieś z rogu pomieszczenia. Jest to naprawdę denerwujące i przeszkadza w graniu, robi się z tego całkowity miszmasz, co uważam za ogromną wadę tej produkcji. Lokacje jakie odwiedzamy to m.in. miasto na początku gry, później kilka godzin przeraw przez dżunglę, która wygląda strasznie słabo, następnie przechodzimy do świątyni Majów, gdzie panuje dość mroczny klimat, ale i tak jest mizernie, a na koniec odwiedzamy samo gniazdo obcych. Muszę wspomnieć także o najgorszym wg mnie poziomie, w którym gracz znajduje się w spadającej windzie i jest przy tym pozbawiony ciążenia - można przemieszczać się dowolnie po ekranie i strzelać, lecz samo sterowanie to koszmar. Gracz odbija się od ścian, podłogi i sufitu windy jak gumowa piłeczka, obraca się dookoła własnej osi... To samo dotyczy też samych wrogów jacy się w owym poziomie pojawiają, przez co ciężko zapanować nad poczynaniami głównego bohatera. Ten poziom powtarzałem dziesiątki razy, aż miałem ochotę już przerwać granie i nigdy nie wracać do The Contra Adventure. Jakimś cudem jednak się udało i grę ukończyłem :). Całość uratować mogłyby poziomy, gdzie biegniemy po prostu w prawo, lecz te pojawiają się tylko dwa razy - na początku i końcu gry. Twócy zamieścili w grze także kilka smaczków dla fanów serii, takich jak przemieszczanie się nad płomieniami wisząc nad nimi na rękach czy bramy w bazie obcych, od których dzielą gracza wiązki energii. Niestety i to jakoś wrażenia nie robi. Poziomy są bardzo rozległe i każdy z nich wymaga poświęcenia sporej ilości czasu, niestety są na tyle nudne, że wychodzi to tylko na dodatkowy minus dla gry. Na domiar złego grę zapisać można tylko i wyłącznie po ukończeniu całego poziomu! Nie ma żadnych punktów kontrolnych co doprowadzić może do szewskiej pasji, np. sytuacje gdy stracisz ostatnie życie podczas walki z bossem i nagle musisz cały level zaczynać od początku. Było to do przyjęcia w poprzednich grach z serii, ale tam poziomy nie były tak duże.
Kolejną rzeczą o jakiej chcę wspomnieć to przeciwnicy. Jest ich sporo, od zwykłych żołnierzy, poprzez działka i czołgi, aż do ogromnych pająków. Różnorodność wśród wrogów jest naprawdę spora, dzięki czemu gracz nie odczuje monotonii, jednakże wszyscy oni są wyjątkowo głupi i działają bez żadnego ładu. Żołnierze, albo biegają bez celu licząc na to, że przypadkowo dotkną gracza i odbiorą mu część energii lub strzelają gdzie popadnie czy też rozkładają miny na ziemi w losowych miejscach, natomiast pająki albo biegają po wyznaczonej z góry trasie w kółko, albo jak żołnierze bez żadnego logicznego ładu. Działka natomiast i czołgi strzelają prosto w miejsce gdzie aktualnie znajduje się gracz, dzięki czemu wystarczy być w ciągłym ruchu, by nie mogli nas sięgnąć. O ile w przypadku dział stacjonarnych jest to do przyjęcia, o tyle w przypadku czołgów mogących się poruszać już nie. Często stają sobie w miejscu i strzelają zamiast gdzieś się ukryć czy wycofać po oddanych strzale. Brak inteligencji wrogów nie przeszkadzał we wcześniejszych częsciach gry, bo były one dwuwymiarowe, natomiast tu razi to po oczach i naprawdę irytuje. Osobną kwestią są bossowie, którzy są ogromni i znacznie silniejsi niż w poprzednikach. Nie są jednak tak oryginalnie zaprojektowani, bo walczy się głównie z wielkimi robotami, wężem składającym się w całości z wody czy przerośniętymi owadami. Całe walki polegają natomiast na powtarzaniu cały czas tych samych ruchów aż do skutku, np. uniknięcie ataku wroga, oddanie strzału, unik, atak, unik, atak i tak przez cały czas. Jest to wg mnie dość poważna wada, bo gracz po opanowaniu taktyki może niszczyć bossów bez utraty energii, ciągle powtarzając te same ruchy, a warto dodać, że takie walki zazwyczaj trwają dość długo. Nie czułem też od nich takiej wrogości jak w poprzednich częściach, a bardziej politowanie. Często spotyka się także sub-bossów, w których walka wygląda dokładnie tak samo.
Od strony technicznej gra prezentuje się równie słabo. Większość modeli składa się z niewielkiej ilości wielokątów, przez co są one bardzo kanciaste i czasem trudno określić w co właściwie się strzela. Tekstury również mają dość niską rozdzielczość i są mało różnorodne co nieco razi po oczach. Zdarzają się czasem modele dość dokładne, całkiem ładnie wykonane, ale wyliczyć dałoby się je na palcach jednej ręki. Troszkę lepiej (ale tylko troszeczkę) jest z dźwiękiem. W tle przygrywa muzyka zazwyczaj pasująca do klimatu Contry, znajdą się nawet utwory znane z poprzednich odsłon oraz znana z pierwszej części melodia kończąca każdy poziom. W porównaniu do oryginału nie zagrzewa jednak do walki, bo jest to zupełnie inna gra. Ot coś tam sobie gra w tle i zbytnio nie zwraca się uwagi, ale na szczęscie też nie przeszkadza to w rozgrywce. Osobną kwestią są już same odłosy podczas gry takie jak wybuchy czy strzelanie. Jedne brzmią całkiem dobrze, inne irytują, a nawet poważnie denerwują. Szczególnie powtarzający się co kilka chwil okrzyk Raya Powarda brzmiący "Oh, yeah!". Nie zdarzyły mi się jednak żadne błędy graficzne i zawsze wszystkie tekstury, modele, dźwięki, muzyka i poziomy wczytywały się w całości. Nie miałem też żadnych sytuacji, żeby prowadzona przeze mnie postać gdzieś się blokowała, choć od mniej więcej połowy gry przestałem zaglądać we wszystkie kąty i parłem przed siebie chcąc jak najszybciej ukończyć grę i mieć ją za sobą, więc nie mogę stwierdzić czy żadnych poważnych gliczy nie ma. Animacje w grze również nie są zbyt dobre, główny bohater oraz większość jego wrogów poruszają się dość koślawo i pokracznie, a samych klatek animacji też nie ma zbyt wiele. Pomimo tak słabego wykonania gra potrafiła w dwóch momentach wyraźnie zwolnić co było dla mnie lekkim, lecz nie miłym zaskoczeniem.
The Contra Adventure może się pochwalić dość rozbudowanym arsenałem broni, który składa się z takich zabawek jak karabin maszynowy, karabin ze strzałem rozproszonym, miotacz ognia, rakiety lecące prosto na wrogów, wyrzutnia granatów, karabin strzelający wiązkami lasera czy broń wyrzucająca dziesiątki ładunków na raz. Do tego dochodzą bomby, o których wspominałem wcześniej. Całą broń zdobyć można poprzez rozstrzelanie latających kapsuł lub żółtych skrzynek z literą C. Ogólnie arsenał jest dość dobry, odczuwalne są różnice pomiędzy broniami i dotyczy to nie tylko wyglądu wystrzeliwanych pocisków, ale ich siły, zasięgu czy szybkości strzelania. Mi osobiście do gustu szczególnie przypadła wyrzutnia rakiet, które same namierzały wrogów, dzięki czemu nie trzeba zbytnio starać się z celowaniem - możesz np. zniszczyć działko znajdujące się za rogiem bez wychylania się i narażania na utratę zdrowia. Do tego wszystkiego w skrzynkach i kapsułach mieszczą się też takie znajdźki jak dodatkowe życie, przywrócenie energii czy chwilowa nieśmiertelność. Pod tym względem jest zatem dobrze, bez jakiś rewelacji, ale powodów do narzekania nikt mieć nie powinien.
Wymieniłem już sporo wad The Contra Adventure, więc może chociaż obecny w każdej części multiplayer ocali tą produkcję... Zaraz, zaraz... Tu nie ma multiplayera! Pomimo, iż konsola jak najbardziej pozwala na granie dwóm osobom na raz, pomimo, iż we wszystkich wcześniejszych częściach było multi i pomimo, iż to zawsze było jedną z najmocniejszych stron serii to twórcy The Contra Adventure po prostu olali po całości taki tryb. Nie ma ani kooperacji, ani żadnych innych rozgrywek dwuosobowych jak choćby deathmatch... Uważam to za naprawdę duży minus tej gry, być może gdyby dodano multi to gra byłaby częściowo lepsza. Jest za to dostępna w menu inna opcja, a mianowicie trening, który w sumie jest wg. mnie zbędny. Ogranicza się on do jednej małej mapki, gdzie pokazane jest jak grać z kamerą za plecami protagonisty. Nie ważne, że w przypadku każdego dostępnego widoku gra się zupełnie inaczej, twócy postanowili wytłumaczyć tylko sterowanie w jednym. Cały trening polega na przebiegnięciu kawałek przez dżunglę, otworzeniu bramy, wyłączeniu pola siłowego czy strzelaniu do papierowych kosmitów... Można to skończyć w zaledwie minutę, a gracz i tak niczego nowego się nie dowie.
Kiedy grałem w pierwszą Contrę na starym Pegasusie byłem naprawdę zachwycony i ukończyłem ten tytuł setki razy, podobnie było w przypadku późniejszej gry Super Contra, Contra III: The Alien Wars na Snesie i Operation C na GameBoy oraz nieco słabszej Contra Force. Wszystkie cechowało to, że wyciskały maksimum z konsol, na których powstały i dawały mnóstwo frajdy. Przeniesienie produkcji na PlayStation okazało się zbyt trudne, a zmiana grafiki na pełne 3D zupełnie nie potrzebne. Za powstanie C: The Contra Adventure odpowiedzialne nie jest Konami (choć wydali oni tą grę w 1998 roku), a zupełnie inne studio - Appaloosa Interactive - i widać to od razu gołym okiem już od pierwszego uruchomienia. Zyskała miano najgorszej części z całej serii oraz zebrała wyjątkowo niskie oceny w mediach growych oraz negatywne opinie wśród fanów serii.
Osobiście nie polecam nikomu sięgania po ten tytuł, gdyż w mojej osobistej opinii jest to wyjątkowo słaba gra, która potrafi zanudzać i mocno denerować. Zmieniający się raz za razem widok przeszkadza, na ekranie przez większość czasu panuje straszny chaos i nie wiadomo co się właściwie dzieje. Jedyne zalety to arsenał broni, który jest dość pokaźny i zróżnicowany i muzyka w niektórych poziomach, jednak to wszystko to trochę za mało. Od strony technicznej wygląda kiepsko: słabe poziomy, paskudna grafika, niezbyt udane sterowanie... Fani serii mogą się poczuć jakby dostali strzał w twarz od twóców, osoby nie wtajemniczone w serię również nie znajdą tu nic ciekawego i wartego uwagi.
Nie wiem czy gra jest najgorszą częścią, bo nie grałem jeszcze w Contra: Hard Corps, ponieważ powstała ona tylko na konsolę Sega Mega Drive, której nie posiadam oraz Contra: Legacy of War, dwa lata starsza produkcja na PlayStation czekająca na swoją kolej. Nie grałem też w nowsze odsłony, choć zamierzam nadrobić z czasem zaległości. Jest to natomiast najgorsza część ze wszystkich, które do tej pory ograłem. C: The Contra Adventure leżało u mnie na półce kilka lat zanim po raz pierwszy w nią zagrałem i uważam to za czas stracony. Trzymajcie się od tego z daleka, bo jest na szaraka bardzo dużo gier o wiele lepszych od niej.

ODPOWIEDZ